Wpisy archiwalne w kategorii
grupony
Dystans całkowity: | 7641.42 km (w terenie 242.25 km; 3.17%) |
Czas w ruchu: | 453:08 |
Średnia prędkość: | 16.86 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.76 km/h |
Suma podjazdów: | 5870 m |
Maks. tętno średnie: | 480 (265 %) |
Suma kalorii: | 48688 kcal |
Liczba aktywności: | 147 |
Średnio na aktywność: | 51.98 km i 3h 04m |
Więcej statystyk |
Dystans86.47 km Czas05:25 Vœrednia15.96 km/h VMAX35.38 km/h
SprzêtScott Aspect
39 - KUR 2016 - Kruklanki - Stańczyki
Z Kruklanek jedziemy nad jeziorem Gołdapiwo do Bani Mazurskich, tu zatrzymujemy się "Pod Młynem" na kawę i ustalenie marszruty na dzisiaj. Tomka ciągnie do piramidy w Rapie grobowca rodzinnego pruskiego rodu baronów von Fahrenheid więc jedziemy mijając po prawej Republikę Ściborską - nawet przez chwilę zastanawialiśmy się czy nie zajechać ale planujemy dotrzeć dziś do Stańczyków, a z tego co wyczytaliśmy wejście na mosty zamykają ok. 19:00.
Po ok. 35km jesteśmy na miejscu, krótki postój na zdjęcia i rozpoczynamy jazdę na osmanda - kierujemy się do Gołdapi, najprościej byłoby wrócić do Bani (9km) i jechać Green Velo ale kto by wracał ;) zaczynamy asfaltem, zmieniającym się w zniszczony asfalt, przechodzimy na szuter, piach, kamienie itp. atrakcje. Nie mogło być inaczej ... droga się skończyła tzn. zarosła gdzieś w lesie ;) dzielnie jedziemy skrajem pola i docieramy do jego końca, przed nami łąka przez którą trzeba się przedrzeć, natura napiera bzycząc z każdej strony. Gdzie się tyle tego tałatajstwa chowało - nie mam pojęcia ale bąble mam do dziś ;) Środki odstraszające którymi dysponowaliśmy brosy, off'y itp. tylko przyciągały te krwiożercze bestie ;)
i tak na azymut udało nam się dotrzeć do "zagubionej" w dziczy drogi i już spokojnie docieramy do Gołdapi. Na rynku wcinamy chłodnik i kartacze, a po posiłku wracamy na GreenVelo robiąc jeszcze krótki postój przy odrestaurowanej wieży ciśnień - tym razem odwiedzam taras widokowy ... bo jest winda ;)
Jedziemy, jedziemy, jedziemy ... chcieliśmy zrobić jeszcze jakieś zakupy ale żadnego sklepu ni huhu (zaopatrzenie na GV też trzeba planować) dopiero w Dubenininkach - czy jak to tam odmienić;) trafiamy na centrum zaopatrzeniowe, Groszek, ABC full wypas. Pakujemy kolację i śniadanie do sakw i już bez zatrzymywania lecimy do Stańczyków. Zatrzymujemy się w Białym Dworze, rowery w kotłowni, 35 zł/os., ciepła woda, czajnik. Rzucamy bety i idziemy oglądać mosty, wejście płatne 5zł/os. (własność prywatna - udostępnione do zwiedzania)
Piramida w Rapie© noibasta
Po ok. 35km jesteśmy na miejscu, krótki postój na zdjęcia i rozpoczynamy jazdę na osmanda - kierujemy się do Gołdapi, najprościej byłoby wrócić do Bani (9km) i jechać Green Velo ale kto by wracał ;) zaczynamy asfaltem, zmieniającym się w zniszczony asfalt, przechodzimy na szuter, piach, kamienie itp. atrakcje. Nie mogło być inaczej ... droga się skończyła tzn. zarosła gdzieś w lesie ;) dzielnie jedziemy skrajem pola i docieramy do jego końca, przed nami łąka przez którą trzeba się przedrzeć, natura napiera bzycząc z każdej strony. Gdzie się tyle tego tałatajstwa chowało - nie mam pojęcia ale bąble mam do dziś ;) Środki odstraszające którymi dysponowaliśmy brosy, off'y itp. tylko przyciągały te krwiożercze bestie ;)
Poleźli w szkodę ;)© noibasta
i tak na azymut udało nam się dotrzeć do "zagubionej" w dziczy drogi i już spokojnie docieramy do Gołdapi. Na rynku wcinamy chłodnik i kartacze, a po posiłku wracamy na GreenVelo robiąc jeszcze krótki postój przy odrestaurowanej wieży ciśnień - tym razem odwiedzam taras widokowy ... bo jest winda ;)
Wieża ciśnień, kartacze i rzut beretem do Fracji ;)© noibasta
Jedziemy, jedziemy, jedziemy ... chcieliśmy zrobić jeszcze jakieś zakupy ale żadnego sklepu ni huhu (zaopatrzenie na GV też trzeba planować) dopiero w Dubenininkach - czy jak to tam odmienić;) trafiamy na centrum zaopatrzeniowe, Groszek, ABC full wypas. Pakujemy kolację i śniadanie do sakw i już bez zatrzymywania lecimy do Stańczyków. Zatrzymujemy się w Białym Dworze, rowery w kotłowni, 35 zł/os., ciepła woda, czajnik. Rzucamy bety i idziemy oglądać mosty, wejście płatne 5zł/os. (własność prywatna - udostępnione do zwiedzania)
Mosty w Stańczykach© noibasta
Mosty w Stańczykach cd© noibasta
Mosty w Stańczykach cd.cd© noibasta
I jeszcze mosty© noibasta
Zachodzące słońce ... i mosty ;)© noibasta
Ehhh żeby tak było jutro ;)© noibasta
Północna Ćwiartka Shire ;)© noibasta
Dystans70.88 km Czas04:49 Vœrednia14.72 km/h VMAX34.22 km/h
SprzêtScott Aspect
38 - KUR 2016 - Węgorzewo -> Kruklanki
Dziś postanawiamy uwolnić się trochę od GV, planujemy czerwonym rowerowym dookoła Mamr dostać się do Mamerek, zwiedzić bunkier Kwatery Głównej Niemieckich Wojsk Lądowych i ruszyć dalej na Giżycko i Kruklanki.
Przed wyjazdem odwiedzamy jeszcze Informację Turystyczną i zaopatrujemy się w atlasy dla tego rejonu, w przeciwieństwie do map w atlasach są oznaczone MORy. Sam atlas ale nie jest zbyt wygodny w użytkowaniu - za to do planowania tras - jak znalazł.
Z Węgorzewa wyjeżdżamy czerwonym i jedziemy nim do Trygortu z fajnego szutru czerwony szlak zmienił się nagle w "glinianego mordercę bagażników" więc z powodu wiezionego obciążenia wróciliśmy na GV w Trygorcie i przejechaliśmy nim kawałek do MOR'a ma rondzie.
Stąd asfaltem kierujemy się na Mamerki - bilet obejmuje zwiedzanie bunkra łączności, wstęp do muzeum kanału mazurskiego - repliki U-Boota i wieżę widokową. Rowery mogliśmy przypiąć przy wejściu w zasięgu pani sprzedającej bilety. Przeszliśmy ekspozycję, razem z U-Bootem i Wunderwaffe ... dodatkowo Tomek zaliczył wieżę widokową, ja chyba odzwyczajam się od chodzenia, na schodach zaczynam odczuwać kolano - podczas jazdy jest wszystko ok ;) wniosek ? Nie chodzić ;)
Dalej trzymamy się czerwonego, docieramy do rezerwatu przyrody Sztynort - szlak robi się coraz węższy i stopniowo zanika, pozostają tylko oznaczenia na drzewach. Jest nieprzejezdny, rowery taszczymy przez powalone drzewa i kłody. Tracimy blisko 40 minut żeby przebyć 2,5 km - przygoda ;) Bez sakw byłoby nawet zabawnie ;)
W Harsz-Kolonii w tawernie robimy sobie przerwę na kawę i Łakotki na drugie śniadanie, paczka pękła w 1,5 minuty ;) Po kolejnych 28km jesteśmy w Giżycku i uderzamy na Twierdzę Boyen. Kasa biletowa już w bramie - jedyną przeszkodą jest to, że nie możemy wejść z rowerami na dziedziniec - lipa, pozostawienie rowerów z sakwami za murem nie wchodzi w grę.
Jedziemy do portu, tu spotykamy się z wczoraj poznanymi kolegami z Rybnika, ich przejazd tu się kończy, szykują się już do powrotu i ogarniają PKP. My robimy sobie przerwę na kawę i mazurskie dzyndzałki ja tradycyjnie z hryczką i skrzeczkami ;)
Z Giżycka jedziemy do Kruklanek - baza noclegowa jest na bogato, można wybierać. Zatrzymujemy się w bardzo przyjemnej agroturystyce, 40zł/os, duży pokój, czajnik, mikrofala, ciepła woda i grzejące kaloryfery. Zostawiamy sakwy i jedziemy na zburzony most nad rzeką Sapiną, był wysadzany dwukrotnie pierwszy raz podczas I WŚ przez Niemców, odbudowany i wysadzony ponownie we wrześniu 45 r. przez okolicznych mieszkańców którzy liczyli na to że zapobiegnie to dalszej grabieży tych terenów przez wojska radzieckie.
Przed wyjazdem odwiedzamy jeszcze Informację Turystyczną i zaopatrujemy się w atlasy dla tego rejonu, w przeciwieństwie do map w atlasach są oznaczone MORy. Sam atlas ale nie jest zbyt wygodny w użytkowaniu - za to do planowania tras - jak znalazł.
Z Węgorzewa wyjeżdżamy czerwonym i jedziemy nim do Trygortu z fajnego szutru czerwony szlak zmienił się nagle w "glinianego mordercę bagażników" więc z powodu wiezionego obciążenia wróciliśmy na GV w Trygorcie i przejechaliśmy nim kawałek do MOR'a ma rondzie.
Jezioro Mamry - Zwierzyniecki Róg© noibasta
Stąd asfaltem kierujemy się na Mamerki - bilet obejmuje zwiedzanie bunkra łączności, wstęp do muzeum kanału mazurskiego - repliki U-Boota i wieżę widokową. Rowery mogliśmy przypiąć przy wejściu w zasięgu pani sprzedającej bilety. Przeszliśmy ekspozycję, razem z U-Bootem i Wunderwaffe ... dodatkowo Tomek zaliczył wieżę widokową, ja chyba odzwyczajam się od chodzenia, na schodach zaczynam odczuwać kolano - podczas jazdy jest wszystko ok ;) wniosek ? Nie chodzić ;)
Dalej trzymamy się czerwonego, docieramy do rezerwatu przyrody Sztynort - szlak robi się coraz węższy i stopniowo zanika, pozostają tylko oznaczenia na drzewach. Jest nieprzejezdny, rowery taszczymy przez powalone drzewa i kłody. Tracimy blisko 40 minut żeby przebyć 2,5 km - przygoda ;) Bez sakw byłoby nawet zabawnie ;)
Szlak czerwony - rezerwat przyrody Sztynort© noibasta
W Harsz-Kolonii w tawernie robimy sobie przerwę na kawę i Łakotki na drugie śniadanie, paczka pękła w 1,5 minuty ;) Po kolejnych 28km jesteśmy w Giżycku i uderzamy na Twierdzę Boyen. Kasa biletowa już w bramie - jedyną przeszkodą jest to, że nie możemy wejść z rowerami na dziedziniec - lipa, pozostawienie rowerów z sakwami za murem nie wchodzi w grę.
Twierdza Boyen© noibasta
Jedziemy do portu, tu spotykamy się z wczoraj poznanymi kolegami z Rybnika, ich przejazd tu się kończy, szykują się już do powrotu i ogarniają PKP. My robimy sobie przerwę na kawę i mazurskie dzyndzałki ja tradycyjnie z hryczką i skrzeczkami ;)
Giżycko - port i fajna łódź :) pływałbym© noibasta
Z Giżycka jedziemy do Kruklanek - baza noclegowa jest na bogato, można wybierać. Zatrzymujemy się w bardzo przyjemnej agroturystyce, 40zł/os, duży pokój, czajnik, mikrofala, ciepła woda i grzejące kaloryfery. Zostawiamy sakwy i jedziemy na zburzony most nad rzeką Sapiną, był wysadzany dwukrotnie pierwszy raz podczas I WŚ przez Niemców, odbudowany i wysadzony ponownie we wrześniu 45 r. przez okolicznych mieszkańców którzy liczyli na to że zapobiegnie to dalszej grabieży tych terenów przez wojska radzieckie.
Kruklanki - zawalony most cz.1© noibasta
Kruklanki - zawalony most cz.2© noibasta
Dystans90.24 km Czas05:24 Vœrednia16.71 km/h VMAX39.77 km/h
SprzêtScott Aspect
37 - KUR 2016 - Bartoszyce -> Węgorzewo
Prognoza na dziś wiała ... optymizmem, smarowanie łańcucha odbyło się na krótko w promieniach porannego słońca i już to dobrze wróżyło ;) Szybkie śniadanie i wyjazd. Niestety już w Skitnie czyli po 5km dorzucam do zestawu długie gacie i softshella - przy okazji robię zdjęcia starego mostu kolejowego.
Po drodze mijamy się z rowerzystami z Rybnika i robimy wspólny postój na pogaduchy w Sępopolu - w ryneczku piekarnia z opcją kawy na wynos ;) Kolejny krótki fotopostój w Korszach - zabytkowe wieże wodne - szczególnie jedna zrobiła na mnie wrażenie, żywcem steampunkowa konstrukcja :) Oprócz wież jest jeszcze lokomotywa.
W Wilkowie robimy popas przy sklepie i odpuszczamy pałac w Drogoszach, lokalsi mówią, że się nie dostaniemy do środka - własność prywatna, teren ogrodzony.
Następna większa miejscowość na trasie to Barciany - gotycki kościół i zamek. Zamek w Barcianach stoi, można go objechać ale jest obiektem zamkniętym - podobno ma prywatnego inwestora i miał stać się obiektem hotelowo-wypoczynkowym ale od lat nic się tam nie dzieje.
Z Barcian lecimy już prosto do Węgorzewa, pogoda po południu robi się coraz lepsza, a już niedługo mecz, Tomasz wierny kibic podkręca tempo ;)
Mijamy kolegów z Rybnika na popasie w smażalni u Rybaka, robimy foty na MORze i po kilku pagórkach docieramy do Węgorzewa.
Robimy objazd i z niemałym trudem ogarniamy nocleg w hotelu "Bagienko" - jak się okazało najdroższy na trasie - 55 zł/os., ciepła woda, brak czajnika (kawa parzona 5 zł, herbata 3 zł), rowery w zamykanym schowku. Ogarniamy się na biegu, ja idę do tawerny sprawdzić czy jest ekspress i TV z transmisją, Tomek śledzi pierwszą połowę w hotelu. W międzyczasie dojechała ekipa z Rybnika spotkaliśmy się kiedy szukali zakwaterowania - suma summarum wszyscy wylądowaliśmy w bagienku ;)
Węgorzewo nie zrobiło na mnie wrażenia, ale to wynika chyba z mojego nastawienia - spodziewałem się portowej dzielnicy z tawernami, a tawerna była jedna ;)
Skitno - stary most kolejowy© noibasta
Przydrożne wierzby© noibasta
Po drodze mijamy się z rowerzystami z Rybnika i robimy wspólny postój na pogaduchy w Sępopolu - w ryneczku piekarnia z opcją kawy na wynos ;) Kolejny krótki fotopostój w Korszach - zabytkowe wieże wodne - szczególnie jedna zrobiła na mnie wrażenie, żywcem steampunkowa konstrukcja :) Oprócz wież jest jeszcze lokomotywa.
Wieże ciśnień w Korszach© noibasta
Lokomotywa Ol49 w Korszach© noibasta
W Wilkowie robimy popas przy sklepie i odpuszczamy pałac w Drogoszach, lokalsi mówią, że się nie dostaniemy do środka - własność prywatna, teren ogrodzony.
Następna większa miejscowość na trasie to Barciany - gotycki kościół i zamek. Zamek w Barcianach stoi, można go objechać ale jest obiektem zamkniętym - podobno ma prywatnego inwestora i miał stać się obiektem hotelowo-wypoczynkowym ale od lat nic się tam nie dzieje.
Zamek w Barcianach© noibasta
Zamek w Barcianach cd© noibasta
Z Barcian lecimy już prosto do Węgorzewa, pogoda po południu robi się coraz lepsza, a już niedługo mecz, Tomasz wierny kibic podkręca tempo ;)
Mijamy kolegów z Rybnika na popasie w smażalni u Rybaka, robimy foty na MORze i po kilku pagórkach docieramy do Węgorzewa.
Pierwszy kontakt z jeziorem Mamry - widok z MOR'a© noibasta
Robimy objazd i z niemałym trudem ogarniamy nocleg w hotelu "Bagienko" - jak się okazało najdroższy na trasie - 55 zł/os., ciepła woda, brak czajnika (kawa parzona 5 zł, herbata 3 zł), rowery w zamykanym schowku. Ogarniamy się na biegu, ja idę do tawerny sprawdzić czy jest ekspress i TV z transmisją, Tomek śledzi pierwszą połowę w hotelu. W międzyczasie dojechała ekipa z Rybnika spotkaliśmy się kiedy szukali zakwaterowania - suma summarum wszyscy wylądowaliśmy w bagienku ;)
Węgorzewo - marina© noibasta
Węgorzewo nie zrobiło na mnie wrażenia, ale to wynika chyba z mojego nastawienia - spodziewałem się portowej dzielnicy z tawernami, a tawerna była jedna ;)
Dystans74.50 km Czas04:32 Vœrednia16.43 km/h VMAX41.34 km/h
SprzêtScott Aspect
36 - KUR 2016 - Lelkowo -> Bartoszyce
Wyjeżdżamy z Lelkowa zgodnie z przyjętymi zasadami ok. 9:00, mijamy MOR w Kwiatkowie - ulokowany w centralnej części miejscowości - widać, że przyjął się wśród lokalnej społeczności ;) W Kandytach na MORze z powodu rozpoczynającego się opadu robimy przerwę na kawę w wersji turystycznej - jeśli podczas tripa macie ochotę na kawę, a nie ma jej gdzie wypić ten wynalazek może się przydać - Growes Cup all in one ;) Ustrojstwo jest wielokrotnego użytku - po wyczyszczeniu i wysuszeniu, można zaaplikować kolejną porcję kawy i parzyć, parzyć, parzyć. Cena jednej torebki 7-10 zł, tę ze zdjęcia użyłem 4 razy i w sumie gdybym nie pokpił sprawy i nie zostawił na suszarce podziałałaby jeszcze ;) Według producenta torebki można używać do momentu kiedy nie zacznie przeciekać.
Kawa wypita, padać przestało - jedziemy dalej. W Górowie Iławieckim zatrzymujemy się na chwile przy muzeum gazownictwa - jedna z atrakcji pojawiająca się na każdej mapie okolic Green Velo - zamknięte na głucho ;)
W Pieszkowie robi się ciemno, robimy zaopatrzenie w sklepie i odwiedzamy pobliski MOR, spędzamy tu ~1,5h - rozpadało się na dobre. Po deszczu staramy się w miarę szybko dotrzeć do Lidzbarka Warmińskiego, bulwarem nad Łyną docieramy do zamku biskupów warmińskich i szukamy miejscówki żeby przyjąć jakiś ciepły posiłek - na starówce fajna knajpka z naprawdę niezłymi makaronami - notabene nazywa się "Starówka".
Po jedzeniu zaczynamy obdzwaniać noclegi, pogoda od dłuższej chwili jest zacna ale jest późno - to co mamy przygotowane na trasie odpada - jest sobota, wszystko zajęte przez gości weselnych - ktoś zrobił naprawdę niezłą imprezę. Najbliżej mamy do Bartoszyc - jest jeszcze jedna wolna dwójka, 40 zł za osobę, ciepła woda, ogólnie dostępny czajnik, grzejące kaloryfery - ciasno ale ok, właściciel udostępnił stacjonarną pompkę i wąż do umycia rowerów ;) Rowery na tarasie pod oknami, przykryte plandeką i przypięte do tralek.
Zamiast 40 km GV do Bartoszyc wybieramy 25 km asfaltem, dodatkowo jeden z celów leżących po drodze czyli nocleg okazał się nieaktualny więc to tylko pomogło podjąć tę decyzję, ruch już osłabł więc jakoś poszło, przez to ciągłe ściganie się z deszczem byliśmy już zmęczeni. Pierwotnie zakładaliśmy ominięcie Bartoszyc na rzecz kursu nad rzeką Pisą przez Wiatrowiec ale okoliczności zweryfikowały plany.
Turystyczny zestaw kawosza ;)© noibasta
Kawa wypita, padać przestało - jedziemy dalej. W Górowie Iławieckim zatrzymujemy się na chwile przy muzeum gazownictwa - jedna z atrakcji pojawiająca się na każdej mapie okolic Green Velo - zamknięte na głucho ;)
Górowo Iławieckie - muzeum gazownictwa© noibasta
Takie widoki będą nam towarzyszyć często ;)© noibasta
Między Janikowem, a Pieszkowem© noibasta
W Pieszkowie robi się ciemno, robimy zaopatrzenie w sklepie i odwiedzamy pobliski MOR, spędzamy tu ~1,5h - rozpadało się na dobre. Po deszczu staramy się w miarę szybko dotrzeć do Lidzbarka Warmińskiego, bulwarem nad Łyną docieramy do zamku biskupów warmińskich i szukamy miejscówki żeby przyjąć jakiś ciepły posiłek - na starówce fajna knajpka z naprawdę niezłymi makaronami - notabene nazywa się "Starówka".
Lidzbark Warmiński© noibasta
Po jedzeniu zaczynamy obdzwaniać noclegi, pogoda od dłuższej chwili jest zacna ale jest późno - to co mamy przygotowane na trasie odpada - jest sobota, wszystko zajęte przez gości weselnych - ktoś zrobił naprawdę niezłą imprezę. Najbliżej mamy do Bartoszyc - jest jeszcze jedna wolna dwójka, 40 zł za osobę, ciepła woda, ogólnie dostępny czajnik, grzejące kaloryfery - ciasno ale ok, właściciel udostępnił stacjonarną pompkę i wąż do umycia rowerów ;) Rowery na tarasie pod oknami, przykryte plandeką i przypięte do tralek.
Zamiast 40 km GV do Bartoszyc wybieramy 25 km asfaltem, dodatkowo jeden z celów leżących po drodze czyli nocleg okazał się nieaktualny więc to tylko pomogło podjąć tę decyzję, ruch już osłabł więc jakoś poszło, przez to ciągłe ściganie się z deszczem byliśmy już zmęczeni. Pierwotnie zakładaliśmy ominięcie Bartoszyc na rzecz kursu nad rzeką Pisą przez Wiatrowiec ale okoliczności zweryfikowały plany.
Dzień 3 - migawki z trasy cz. 1© noibasta
Dzień 3 - migawki z trasy cz. 2© noibasta
Dystans73.11 km Czas04:15 Vœrednia17.20 km/h VMAX35.69 km/h
SprzêtScott Aspect
35 - KUR 2016 - Frombork -> Lelkowo
Piątek rysuje się w 256 odcieniach szarości wieje i pada a kapitan Anity na dzień dobry rzucił nam kłodę pod kola. Planowany na 9:30 rejs został odwołany, co do rejsu drugim statkiem o 10:30 nie ma jeszcze informacji, a Frombork czeka. W końcu okazuje się, że Jack Sparrow podejmuje wyzwanie. Spora grupa kuracjuszy biletami po 30 zyla chyba przekonała kapitana drugiej jednostki, ze utrzyma wiatr w ryzach ;) Do tego bilansu dołożyliśmy nasze skromne 45 zyla od głowy (30 głowa + 15 rower) i płyniemy.
Po mniej więcej 1,5-godzinnym rejsie jesteśmy we Fromborku, oglądamy wzgórze katedralne, robimy foty i w dobrym miejscu widokowym delektujemy się kawą i tarta. To ze nie odpłynęliśmy o czasie to już nie nasza wina więc nie ma powodu żeby sobie odmawiać przerwy ;) To w końcu KUR czas jazdy na luziku. Ruszamy wytyczonym trakiem i mamy pierwszy kontakt z Green Velo .... no, no - zaczyna się obiecująco. Krótki przejazd przez las i napotykamy MOR'a - full wypas, nawet tojka była, w takich warunkach to i nocleg można zaliczyć w kryzysowej sytuacji ;) Jedziemy cały czas szlakiem wzdłuż Zalewu Wiślanego do Starej Pasłęki - droga z płyt ale jedzie się bardzo przyzwoicie. Dalej przez Braniewo (do Braniewa przyjemny szuterek) - tu gubimy na chwilę GV ale po chwili wracamy na ścieżkę - jest kolejny MOR - tym razem zlokalizowany w pobliżu stadionu i osiedla - to już pewnie nie taka spokojna miejscówka. Bez zbędnych przerw jedziemy dalej w kierunku Pieniężna ale przerwa żywieniowa na przystanku w Dywitach była niezbędna ;) niestety ciągle goni nas deszcz. W Pieniężnie chcemy zobaczyć most kolejowy nad Wałszą - podobno najwyższy czynny most kolejowy w Polsce (28 metrów i 157 metrów długości) i ruiny zamku Kapituły Warmińskiej. O ile z mostem wyszło połowicznie - bo jego większą część zasłaniały liście a zdjęcia z góry były nieco ryzykowne bo uciekać nie ma gdzie ;) to z ruinami zamku zaliczyliśmy klapę - teren zamknięty i zagrodzony, co prawda lokalsi mówili o jakiejś bliżej nie zlokalizowanej dziurze w siatce ale ponieważ zaczynało grzmieć i padać nie szukaliśmy jej zbyt dokładnie. Chwilę postaliśmy pod zadaszeniem przy sklepie, najbliższy nocleg jaki znaleźliśmy w necie dla tej lokalizacji to agroturystyka w Lelkowie - szybki telefon i jest ok, możemy przekimać, skracamy trasę asfaltem i na chwilę porzucamy GV. Rowery w szopie z kurami full agro, ciepła woda jest, kuchnia dostępna - 30 zł/os. Zwiedzamy jeszcze Lelkowo i jedyny dostępny bar - czynny do 20:00. Sklepy już pozamykane - jest cicho i sennie.
W herbie Lelkowa przyuważyliśmy wilkora ;) kraina północy pełną gębą ;) kibicuje Starkom to czuję się jak u siebie ;)
Po mniej więcej 1,5-godzinnym rejsie jesteśmy we Fromborku, oglądamy wzgórze katedralne, robimy foty i w dobrym miejscu widokowym delektujemy się kawą i tarta. To ze nie odpłynęliśmy o czasie to już nie nasza wina więc nie ma powodu żeby sobie odmawiać przerwy ;) To w końcu KUR czas jazdy na luziku. Ruszamy wytyczonym trakiem i mamy pierwszy kontakt z Green Velo .... no, no - zaczyna się obiecująco. Krótki przejazd przez las i napotykamy MOR'a - full wypas, nawet tojka była, w takich warunkach to i nocleg można zaliczyć w kryzysowej sytuacji ;) Jedziemy cały czas szlakiem wzdłuż Zalewu Wiślanego do Starej Pasłęki - droga z płyt ale jedzie się bardzo przyzwoicie. Dalej przez Braniewo (do Braniewa przyjemny szuterek) - tu gubimy na chwilę GV ale po chwili wracamy na ścieżkę - jest kolejny MOR - tym razem zlokalizowany w pobliżu stadionu i osiedla - to już pewnie nie taka spokojna miejscówka. Bez zbędnych przerw jedziemy dalej w kierunku Pieniężna ale przerwa żywieniowa na przystanku w Dywitach była niezbędna ;) niestety ciągle goni nas deszcz. W Pieniężnie chcemy zobaczyć most kolejowy nad Wałszą - podobno najwyższy czynny most kolejowy w Polsce (28 metrów i 157 metrów długości) i ruiny zamku Kapituły Warmińskiej. O ile z mostem wyszło połowicznie - bo jego większą część zasłaniały liście a zdjęcia z góry były nieco ryzykowne bo uciekać nie ma gdzie ;) to z ruinami zamku zaliczyliśmy klapę - teren zamknięty i zagrodzony, co prawda lokalsi mówili o jakiejś bliżej nie zlokalizowanej dziurze w siatce ale ponieważ zaczynało grzmieć i padać nie szukaliśmy jej zbyt dokładnie. Chwilę postaliśmy pod zadaszeniem przy sklepie, najbliższy nocleg jaki znaleźliśmy w necie dla tej lokalizacji to agroturystyka w Lelkowie - szybki telefon i jest ok, możemy przekimać, skracamy trasę asfaltem i na chwilę porzucamy GV. Rowery w szopie z kurami full agro, ciepła woda jest, kuchnia dostępna - 30 zł/os. Zwiedzamy jeszcze Lelkowo i jedyny dostępny bar - czynny do 20:00. Sklepy już pozamykane - jest cicho i sennie.
W herbie Lelkowa przyuważyliśmy wilkora ;) kraina północy pełną gębą ;) kibicuje Starkom to czuję się jak u siebie ;)
Trudny początek© noibasta
Frombork - wzgórze katedralne© noibasta
Frombork - wzgórze katedralne cd© noibasta
Frombork - wzgórze katedralne cdcd© noibasta
Dzień 2 - migawki z trasy© noibasta
Most kolejowy nad Wałszą© noibasta
Lelkowo ;) stolica północy© noibasta
Dystans70.63 km Czas04:08 Vœrednia17.09 km/h VMAX41.76 km/h
SprzêtScott Aspect
34 - KUR 2016 - Gdańsk -> Krynica Morska
O 6:30 spotykamy się z Tomkiem pod dworcem w Sosnowcu. Tegoroczny KUR przewiduje luźne wariacje na temat GreenVelo. Mamy jeszcze chwilę do odjazdu pociągu więc zaopatrujemy się w drożdżówki i spokojnie udajemy się na peron - w moim wykonaniu spokojnie oznacza z sapaniem i potem na czole - niestety geo i chwytność skocura nie czyni go wysoce komfortowym w przypadku przenoszenia go z sakwami ;)
Szczerze przyznam ze pendolino tez nie jest ze skocurem (a chyba w ogóle z rowerami 28/29") kompatybilne. Powiesić co prawda się da ale kierownica stanowi nie lada wyzwanie dla przechodzących pasażerów - no chyba że wszyscy byliby wzrostu Tyriona Lannistera, lub byłby to wagon dla dzieci do lat 10-ciu. Ponieważ były tylko nasze dwa rowery stały we wnęce, później dołączył do nich spacerowy wózek ale spokojnie się pomieściliśmy - liczba półek na bagaże przy takim rozwiązaniu nie uległa zmianie, ale dostępne były tylko te na górze co wywoływało kwękanie pasażerów, na "panoszące się wszędzie rowery".
Równo 12:19 jesteśmy w Gdańsku, tu pendek zalicza plusa, bo jest na czas. Na rozruch zapodajemy sobie kawę w McD, na pokładzie premium pendolino była tylko rozpuszczalna, a w warsie był zepsuty ekspres - w PKP jak w misiu - chodzi o to żeby plusy nie przesłoniły nam minusów ;)
Ponieważ po zeszłorocznej trasie R10 mamy głód morza zaczniemy od wizyty w Krynicy Morskiej. Przejazd przez Gdańsk skracamy więc do minimum trochę klucząc bo jest tu trochę trwających remontów i wymuszonych objazdów. Przez most nad Martwą Wisłą wjeżdżamy na wyspę Sobieszewską - z rozpędu przejechaliśmy przez most, a on jakiś składany jest z płyt powodujących duże uskoki - Tomek gubi sakwę ale po chwili wszystko już jest na miejscu i ruszamy dalej. Hak od jego meridy stracił gdzieś ząbek i opadająca sakwa będzie o sobie co jakiś czas przypominać - oczywiście jeśli akurat nie będzie przytrytytkowana ;) Przeprawą promową Świbno Mikoszewo dostajemy się na prawy brzeg Wisły i mierzeją wiślaną z jednym postojem na popas w Stegnie jedziemy do Krynicy Morskiej. kwaterujemy się vis a vis przystani z której rano zamierzamy popłynąć do Fromborka, ciepła woda jest, czajnik jest, rowery w pokoju - 50 zł/os. Szybka toaleta i idziemy rozluźnić mięśnie ;)
*) dystans z dojazdem na dworzec w S-cu
Szczerze przyznam ze pendolino tez nie jest ze skocurem (a chyba w ogóle z rowerami 28/29") kompatybilne. Powiesić co prawda się da ale kierownica stanowi nie lada wyzwanie dla przechodzących pasażerów - no chyba że wszyscy byliby wzrostu Tyriona Lannistera, lub byłby to wagon dla dzieci do lat 10-ciu. Ponieważ były tylko nasze dwa rowery stały we wnęce, później dołączył do nich spacerowy wózek ale spokojnie się pomieściliśmy - liczba półek na bagaże przy takim rozwiązaniu nie uległa zmianie, ale dostępne były tylko te na górze co wywoływało kwękanie pasażerów, na "panoszące się wszędzie rowery".
Równo 12:19 jesteśmy w Gdańsku, tu pendek zalicza plusa, bo jest na czas. Na rozruch zapodajemy sobie kawę w McD, na pokładzie premium pendolino była tylko rozpuszczalna, a w warsie był zepsuty ekspres - w PKP jak w misiu - chodzi o to żeby plusy nie przesłoniły nam minusów ;)
Ponieważ po zeszłorocznej trasie R10 mamy głód morza zaczniemy od wizyty w Krynicy Morskiej. Przejazd przez Gdańsk skracamy więc do minimum trochę klucząc bo jest tu trochę trwających remontów i wymuszonych objazdów. Przez most nad Martwą Wisłą wjeżdżamy na wyspę Sobieszewską - z rozpędu przejechaliśmy przez most, a on jakiś składany jest z płyt powodujących duże uskoki - Tomek gubi sakwę ale po chwili wszystko już jest na miejscu i ruszamy dalej. Hak od jego meridy stracił gdzieś ząbek i opadająca sakwa będzie o sobie co jakiś czas przypominać - oczywiście jeśli akurat nie będzie przytrytytkowana ;) Przeprawą promową Świbno Mikoszewo dostajemy się na prawy brzeg Wisły i mierzeją wiślaną z jednym postojem na popas w Stegnie jedziemy do Krynicy Morskiej. kwaterujemy się vis a vis przystani z której rano zamierzamy popłynąć do Fromborka, ciepła woda jest, czajnik jest, rowery w pokoju - 50 zł/os. Szybka toaleta i idziemy rozluźnić mięśnie ;)
Dzień 1 - migawki z trasy© noibasta
Krynica Morska - port rybacki© noibasta
Chillout ;)© noibasta
*) dystans z dojazdem na dworzec w S-cu
Dystans66.41 km Czas04:03 Vœrednia16.40 km/h VMAX48.18 km/h
SprzêtScott Aspect
31 - jurajski
chwilowa przerwa w jeżdżeniu spowodowana dwoma czynnikami - jeden przyjemny czyli bieszczadowanie piesze ;) a drugi mniej czyli pogoda i chroniczny brak czasu. Na sobotę planowaliśmy wyjazd pociągiem do Poraja i powrót na kołach do domu, niestety opóźniłem wyjazd dość znacząco bezczelnie ignorując 3 ustawione w telefonie alarmy ;) na szczęście przekupiłem Tomka i Krzyśka kawą więc mi odpuścili ;) Efekt był taki, że do pociągu wsiedliśmy dopiero 10:05, w Poraju nawigację przejął Tomek, puściliśmy się przez las żeby dotrzeć do Złotego Potoku, brama Twardowskiego, jaskinia Niedźwiedzia i złotopotocki pstrąg ;) po aktywnym popasie bardzo przyjemną asfaltową ścieżką dotarliśmy do Żarek - uzupełnienie płynów i przez pola do Mirowa i Bobolic.
Czas się kurczył z powodu późnego wyjazdu więc zapadła decyzja, że z Zawiercia wracamy pociągiem więc już nie kombinując przez Włodowice i Rudniki prosto na dworzec o 17:56 wsiadamy do opóźnionego z 17:26 i wracamy ;) Trasa zakwalifikowana do powtórki w pełnym wymiarze ;)
Do KUR'u pozostało 4 dni :D
http://www.sports-tracker.com/workout/noibasta/575...
Czas się kurczył z powodu późnego wyjazdu więc zapadła decyzja, że z Zawiercia wracamy pociągiem więc już nie kombinując przez Włodowice i Rudniki prosto na dworzec o 17:56 wsiadamy do opóźnionego z 17:26 i wracamy ;) Trasa zakwalifikowana do powtórki w pełnym wymiarze ;)
Migawki z trasy© noibasta
Do KUR'u pozostało 4 dni :D
http://www.sports-tracker.com/workout/noibasta/575...
Dystans80.55 km Czas04:07 Vœrednia19.57 km/h VMAX42.11 km/h
SprzêtScott Aspect
29 - podziałać na działce
w obie strony, z przerwą na stolarkę recyklingową ;) w drodze na działkę ściągam z asfaltu taką sznurówkę, szkoda mi się zrobiło bo niechybnie wygrzewanie skończyłoby się rozpłaszczeniem ;)
na kierownicy nowy nabytek z RowerowejNorki - dzięki Kosma za szybką akcję zaopatrzeniową i zapas map, żeby to wszystko objechać braknie mi czasu ;) O tym jak się sprawdził ten zacny kuferek napiszę jak trochę z nim pojeżdżę - pierwsze wrażenia są bardzo pozytywne.
Samobieżna sznurówka ;)© noibasta
na kierownicy nowy nabytek z RowerowejNorki - dzięki Kosma za szybką akcję zaopatrzeniową i zapas map, żeby to wszystko objechać braknie mi czasu ;) O tym jak się sprawdził ten zacny kuferek napiszę jak trochę z nim pojeżdżę - pierwsze wrażenia są bardzo pozytywne.
Kufer pełen niespodzianek ;)© noibasta
Dystans34.16 km Czas01:52 Vœrednia18.30 km/h VMAX31.51 km/h
SprzêtScott Aspect
28 - mały klasyk
zapisałem tylko przebieg/czas pozostawiając wpis w redakcji i nie pamiętam czy wydarzyło się coś godnego uwagi ;) z suunto wynika, że to typowy mały klasyk kawowy z tagów że grupon czyli z Tomkiem ;)
Dystans65.71 km Czas03:46 Vœrednia17.45 km/h VMAX38.31 km/h
SprzêtScott Aspect
24 - dzyndzałki z hreczką i skrzeczkami ;)
wmordewind, wbokwind, zgórywind ... i żadnego sprzyjającego ;) Bn-P3-P4-Siewierz-Szeligowiec-Przeczyce-P4-P3-Bn z przerwami na kawę w CM na początku i powrocie i futrunkiem dzyndzałkami z hreczką i skrzeczkami - będzie mi smakowało na mazurskim odcinku Green Velo, lżejszy nie wrócę ;)
Polne strzały z biodra ;) © noibasta
Dzyndzałki z hreczką i skrzeczkami© noibasta
Polne strzały z biodra ;) © noibasta