Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2016
Dystans całkowity: | 933.94 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 54:54 |
Średnia prędkość: | 17.01 km/h |
Maksymalna prędkość: | 48.18 km/h |
Liczba aktywności: | 19 |
Średnio na aktywność: | 49.15 km i 2h 53m |
Więcej statystyk |
Dystans20.26 km Czas01:05 Vœrednia18.70 km/h VMAX29.05 km/h
SprzêtScott Aspect
49 - mały klasyk czyli kawa ;)
dzisiaj miałem tylko 1,5 RWh (Rowerogodzina) ;) więc tylko odwiedziłem CafeMobila - czyli jak zwykle ;)
Dystans43.21 km Czas02:12 Vœrednia19.64 km/h VMAX30.64 km/h
SprzêtScott Aspect
48 - klasyk, P3-P4-CM
piękna pogoda się zrobiła późnym popołudniem i została wykorzystana ;)
Dystans20.08 km Czas01:04 Vœrednia18.82 km/h VMAX31.22 km/h
SprzêtScott Aspect
47 - krótko, standardowo
krótka rundka na P3 w celach kurierskich ;)
Dystans41.31 km Czas02:00 Vœrednia20.66 km/h VMAX31.22 km/h
SprzêtScott Aspect
46 - Pogoria - 6:00 rano ...
przed upałem, przed burzą, przed tłumem ... :D no zajebiście! no i taka nówka sztuka jeszcze z Będzina:
No to pędzim na Będzin ;)© noibasta
Dystans23.51 km Czas01:17 Vœrednia18.32 km/h VMAX37.28 km/h
SprzêtScott Aspect
45 - w samo południe
ale goooorąco, krótko, może później jeszcze raz :)
Dystans18.47 km Czas00:58 Vœrednia19.11 km/h VMAX33.40 km/h
SprzêtScott Aspect
44 - na pogaduchy
szybki, krótki, w międzyczasie
Dystans25.07 km Czas01:22 Vœrednia18.34 km/h VMAX34.51 km/h
SprzêtScott Aspect
43 - klasyczny klasyk kawowy ;)
Kawa wszędzie dobra ale w CM najlepsza ;) przy okazji nakarmiłem vaderowi ryby.
Dystans27.49 km Czas01:22 Vœrednia20.11 km/h VMAX28.10 km/h
SprzêtScott Aspect
42 - Lazzy Augustów ;)
Pierwotnie na dzisiejszy dzień zakładaliśmy lokalnego poznawczego tripa np. w stronę Białobrzegów ale finalnie ze względu na prognozy i ostrzeżenia meteo sprawdzamy tylko drogi na dworzec - asfaltową i leśną i poruszamy się po samym Augustowie.
Świeci słońce, cały czas mocno wieje, mniej więcej o 13:00 zjechaliśmy do bazy pchani wiatrem, jakiś czas później się zaczęło.
Natura była łaskawa i w oknie 17:00-19:00 dała szansę wyskoczyć na posiłek ;) później nastąpił ciąg dalszy i trwał do rana, przestało padać ale wiatr zrzucając gałęzie na dach kilka razy wyrwał nas ze snu.
Dzień następny 4:00
wstajemy o 4:00, pociąg do Warszawy jest o 5:09 do dworca mamy ok 5km, po burzy i nawałnicach odpuszczamy jazdę przez las, ale i na asfalcie spotykamy powalone drzewo, jesteśmy z zapasem więc rozpoczynamy wyczekiwanie.
Pociąg TLK pojawia się punktualnie, mamy bilety dla siebie i rowerów w wagonie 10, pytamy konduktora gdzie ustawić rowery bo wagon jest z przedziałami - gość burczy żeby przypiąć je na końcu ostatniego wagonu w którym zresztą mamy bilety i odchodzi do swoich zajęć konduktorskich. Tak robimy, rozkładamy się w przedziale na stacjach wychodzimy na zmianę do rowerów bo bądź co bądź trochę przeszkadzają w przejściu. W Białymstoku na dworcu tłum ludzi ;) dyżur przy drzwiach ma Tomek, siedzę sobie słuchając muzyki z letargu wyrywa mnie trzaśnięcie, coś walnęło w pociąg od tyłu. Przez okno widzę panią konduktor, ściągam słuchawki i słyszę:
- ... Ale mamy tu bilety, dla siebie i rowerów.
- Ale nie mogą tu stać, musicie je przenieść na koniec pociągu, odjazd za 6 minut.
- Ale czy będą tam dla nas miejsca ?
- Nie wiem, ale jak nie przeniesiecie to nie pojedziemy.
Nie czekając na rozwój sytuacji zaczynam zgarniać nasze bety i przeprowadzamy szybką akcję ewakuacyjną, wyrzucamy wszystko na peron i przemieszczamy się trzy wagony do tyłu - do Warszawy stoimy w przejściu koło kibla ;) wolnych miejsc nie było, pani konduktor już się nie pokazała. Swoją drogą gdyby konduktor w Augustowie dodatkowo wyburczał, że w Białym będą dopinane wagony na końcu bylibyśmy gotowi, nie wyczyniając cyrków na peronie ;) Do Warszawy o czasie, zmiana peronu - do następnego pociągu mamy 40 minut, podjechał 15 minut wcześniej na spokojnie wnieśliśmy i rozlokowali rowery. Tu już ok, chociaż haki na przednie koło mogłyby być trochę szersze w końcu 2.1 to nie jakiś super balon, a opona ledwie weszła.
Świeci słońce, cały czas mocno wieje, mniej więcej o 13:00 zjechaliśmy do bazy pchani wiatrem, jakiś czas później się zaczęło.
Natura była łaskawa i w oknie 17:00-19:00 dała szansę wyskoczyć na posiłek ;) później nastąpił ciąg dalszy i trwał do rana, przestało padać ale wiatr zrzucając gałęzie na dach kilka razy wyrwał nas ze snu.
Dzień następny 4:00
wstajemy o 4:00, pociąg do Warszawy jest o 5:09 do dworca mamy ok 5km, po burzy i nawałnicach odpuszczamy jazdę przez las, ale i na asfalcie spotykamy powalone drzewo, jesteśmy z zapasem więc rozpoczynamy wyczekiwanie.
Pociąg TLK pojawia się punktualnie, mamy bilety dla siebie i rowerów w wagonie 10, pytamy konduktora gdzie ustawić rowery bo wagon jest z przedziałami - gość burczy żeby przypiąć je na końcu ostatniego wagonu w którym zresztą mamy bilety i odchodzi do swoich zajęć konduktorskich. Tak robimy, rozkładamy się w przedziale na stacjach wychodzimy na zmianę do rowerów bo bądź co bądź trochę przeszkadzają w przejściu. W Białymstoku na dworcu tłum ludzi ;) dyżur przy drzwiach ma Tomek, siedzę sobie słuchając muzyki z letargu wyrywa mnie trzaśnięcie, coś walnęło w pociąg od tyłu. Przez okno widzę panią konduktor, ściągam słuchawki i słyszę:
- ... Ale mamy tu bilety, dla siebie i rowerów.
- Ale nie mogą tu stać, musicie je przenieść na koniec pociągu, odjazd za 6 minut.
- Ale czy będą tam dla nas miejsca ?
- Nie wiem, ale jak nie przeniesiecie to nie pojedziemy.
Nie czekając na rozwój sytuacji zaczynam zgarniać nasze bety i przeprowadzamy szybką akcję ewakuacyjną, wyrzucamy wszystko na peron i przemieszczamy się trzy wagony do tyłu - do Warszawy stoimy w przejściu koło kibla ;) wolnych miejsc nie było, pani konduktor już się nie pokazała. Swoją drogą gdyby konduktor w Augustowie dodatkowo wyburczał, że w Białym będą dopinane wagony na końcu bylibyśmy gotowi, nie wyczyniając cyrków na peronie ;) Do Warszawy o czasie, zmiana peronu - do następnego pociągu mamy 40 minut, podjechał 15 minut wcześniej na spokojnie wnieśliśmy i rozlokowali rowery. Tu już ok, chociaż haki na przednie koło mogłyby być trochę szersze w końcu 2.1 to nie jakiś super balon, a opona ledwie weszła.
Namachaliśmy się w drodze powrotnej - od lewej: wagon 10, wagon 13, pociąg z Wawy ;)© noibasta
Tomek patrzący z nostalgią w stronę szlaku ;)© noibasta
Dystans84.82 km Czas05:29 Vœrednia15.47 km/h VMAX36.00 km/h
SprzêtScott Aspect
41 - KUR 2016 - Stary Folwark -> Augustów
Dziś ok. 8:00 byliśmy już na szlaku, ponieważ Tomek wczoraj miał lenia wykorzystał stację naprawczą przy Muzeum Wigier, nasmarował łańcuch i dobił luftu. Przy tej stacji jest bardzo fajna rura ;) rura pewnie w założeniu stanęła jak ładowarka do e-bików, ale można podładować i telefon. Nie wiem tylko czy działa cały czas czy tylko w godzinach pracy Muzeum Wigier, wydaje mi się, że kiedy przejeżdżaliśmy tędy wczoraj wieczorem nie była aktywna tzn. nie świeciła zielona obręcz ;) Po 10 km zrobiliśmy przerwę na kawę i zdjęcia przy klasztorze w Wigrach.
Do Augustowa jedziemy cały czas Green Velo, sporo odcinków leśnych generalnie dobrej jakości choć przyznam, że liczyłem na to że jadąc wzdłuż Czarnej Hańczy i Kanału Augustowskiego będziemy mieli z nimi więcej kontaktu wzrokowego ;) Jadąc przez Studziany Las zauważyliśmy tabliczkę wskazującą MOR po drugiej stronie rzeki, przejechaliśmy przez most i po drugiej stronie napotkaliśmy najlepszy punkt żywieniowy na całej trasie :) Na poboczu siedziała starsza pani obok leżał rower, a przed nią w wiklinowym koszyku tak wypasione jagodzianki, że głowa mała. Z porannego domowego wypieku, przyjęliśmy po dwie od strzału i po jednej na drogę :D
Mijając się z rzeką często widzimy kajakarzy, wyjechaliśmy z lasu prosto na przepuszczanie łodzi w śluzie ale filmik z tego obrobię później ;) i tak dokulaliśmy się do Augustowa, tradycyjnie wizyta w IT, ogarnięcie noclegu - tym razem domek 50 zł/os, wszystko jest - łącznie z tarasem ;) trochę ciasno ale rowery wprowadzamy na noc do środka. Na kolację kiszka ziemniaczana i mecz - jak określają wynik komentatorzy - "zwycięski remis" ;)
Mieliśmy na jutro plany pojechać w stronę Białobrzegów ale ciągle dostajemy ostrzeżenia o burzach i nawałnicach w piątek ... zapowiada się lipa.
Do Augustowa jedziemy cały czas Green Velo, sporo odcinków leśnych generalnie dobrej jakości choć przyznam, że liczyłem na to że jadąc wzdłuż Czarnej Hańczy i Kanału Augustowskiego będziemy mieli z nimi więcej kontaktu wzrokowego ;) Jadąc przez Studziany Las zauważyliśmy tabliczkę wskazującą MOR po drugiej stronie rzeki, przejechaliśmy przez most i po drugiej stronie napotkaliśmy najlepszy punkt żywieniowy na całej trasie :) Na poboczu siedziała starsza pani obok leżał rower, a przed nią w wiklinowym koszyku tak wypasione jagodzianki, że głowa mała. Z porannego domowego wypieku, przyjęliśmy po dwie od strzału i po jednej na drogę :D
Mijając się z rzeką często widzimy kajakarzy, wyjechaliśmy z lasu prosto na przepuszczanie łodzi w śluzie ale filmik z tego obrobię później ;) i tak dokulaliśmy się do Augustowa, tradycyjnie wizyta w IT, ogarnięcie noclegu - tym razem domek 50 zł/os, wszystko jest - łącznie z tarasem ;) trochę ciasno ale rowery wprowadzamy na noc do środka. Na kolację kiszka ziemniaczana i mecz - jak określają wynik komentatorzy - "zwycięski remis" ;)
Mieliśmy na jutro plany pojechać w stronę Białobrzegów ale ciągle dostajemy ostrzeżenia o burzach i nawałnicach w piątek ... zapowiada się lipa.
Zaplecze techniczne na green velo - Stary Folwark© noibasta
Nad Wigrami© noibasta
Wigry - Klasztor© noibasta
WPN - ekspozycja Historia i tradycje rybołówstwa nad Wigrami© noibasta
Wigierski Park Narodowy© noibasta
Nad Czarną Hańczą© noibasta
Augustów© noibasta
Dystans60.07 km Czas03:24 Vœrednia17.67 km/h VMAX37.96 km/h
SprzêtScott Aspect
40 - KUR 2016 - Stańczyki -> Stary Folwark
Ależ lipa, padało całą noc, pada cały ranek ... prognoza daje jakieś złudzenia na koniec opadów ok. godz. 12:00 postanawiamy poczekać. Sakwy spakowane, wszystko gotowe do wyjazdu, a my zamulamy w końcu ja odpadam z nudów i rozpoczynam drzemkę ;) Tomek idzie w moje ślady ... budzi nas gospodarz pytaniem o dalsze plany, czy przedłużamy pobyt czy znikamy ;)
Na zewnątrz przestało padać, leci tylko z drzew, chmury pędzą w stronę Rosji - liczymy na to, że ten stan się utrzyma. Wyciągamy rowery, wieszamy sakwy, zdajemy pokój i zaczyna padać, normalnie regularnie pada. Ale nie cofamy się, na bank zaraz przestanie ;) Tomek ma jakiś przedstartowy problem, przestałem go widzieć w lusterku czekam chwilę i zawracam, kombinuje coś z pokrzywioną osłoną łańcucha, zabieramy się za to we dwójkę i po chwili możemy jechać. Ze względu na pogodę i ilość deszczu, który spadł w nocy decydujemy, że odpuszczamy teren i jedziemy asfaltami prosto do Suwałk. To trochę burzy nam plany :( ominiemy trójstyk granic i Wiżajny ale nasz niepokój dodatkowo wzbudza prognoza na piątek, ostrzeżenia o burzach i nawałnicach, lepiej być już wtedy w Augustowie.
Wracamy GV do skrzyżowania z drogą na Filipów, później na Stare Motule i dalej na Suwałki. Jazda asfaltem w deszczu ma niezaprzeczalnie swoje plusy ale kiedy pojawiają się samochody minusów przybywa ;) Po 45 km jesteśmy w Suwałkach, przeciwdeszczowe ciuchy dały radę - wożone "nie wiadomo po co" spodnie dzisiaj się przydały, jedyne co wymaga suszenia to buty - na następny KUR muszę sobie zorganizować przeciwdeszczowe pokrowce na obuwie ;) Wita nas wyszydzony przeze mnie witacz - "Pogodne Suwałki"
... jakby na zawołanie deszcz ustał, dojechaliśmy do Informacji Turystycznej, odebraliśmy atlas kolejnego królestwa rowerowego, zebraliśmy info o dobrym wyszynku i noclegach. Jedziemy do "Karczmy Polskiej", posilamy się, pijemy ciepłą kawę i załatwiamy nocleg - jedziemy do Leszczewka. Po zakwaterowaniu robimy jeszcze szybki przelot do sklepu w Starym Folwarku.
Dzisiejszy dystans nie powala, żałujemy odpuszczonych atrakcji ale miejscówka w której się zatrzymaliśmy rekompensuje wszystko: niedrogo, komfortowo, ciepło, kawa, bardzo przyjemna atmosfera :) suszę buty, robię błyskawiczne pranie, czyszczę i smaruję rower i odpadamy. Nie pada ale pogoda nie zachęca do niczego innego poza snem. Poza tym jutro ruszamy wcześniej i prosto na Augustów.
Na zewnątrz przestało padać, leci tylko z drzew, chmury pędzą w stronę Rosji - liczymy na to, że ten stan się utrzyma. Wyciągamy rowery, wieszamy sakwy, zdajemy pokój i zaczyna padać, normalnie regularnie pada. Ale nie cofamy się, na bank zaraz przestanie ;) Tomek ma jakiś przedstartowy problem, przestałem go widzieć w lusterku czekam chwilę i zawracam, kombinuje coś z pokrzywioną osłoną łańcucha, zabieramy się za to we dwójkę i po chwili możemy jechać. Ze względu na pogodę i ilość deszczu, który spadł w nocy decydujemy, że odpuszczamy teren i jedziemy asfaltami prosto do Suwałk. To trochę burzy nam plany :( ominiemy trójstyk granic i Wiżajny ale nasz niepokój dodatkowo wzbudza prognoza na piątek, ostrzeżenia o burzach i nawałnicach, lepiej być już wtedy w Augustowie.
Wracamy GV do skrzyżowania z drogą na Filipów, później na Stare Motule i dalej na Suwałki. Jazda asfaltem w deszczu ma niezaprzeczalnie swoje plusy ale kiedy pojawiają się samochody minusów przybywa ;) Po 45 km jesteśmy w Suwałkach, przeciwdeszczowe ciuchy dały radę - wożone "nie wiadomo po co" spodnie dzisiaj się przydały, jedyne co wymaga suszenia to buty - na następny KUR muszę sobie zorganizować przeciwdeszczowe pokrowce na obuwie ;) Wita nas wyszydzony przeze mnie witacz - "Pogodne Suwałki"
Dziś zdjęć było mało ;)© noibasta
... jakby na zawołanie deszcz ustał, dojechaliśmy do Informacji Turystycznej, odebraliśmy atlas kolejnego królestwa rowerowego, zebraliśmy info o dobrym wyszynku i noclegach. Jedziemy do "Karczmy Polskiej", posilamy się, pijemy ciepłą kawę i załatwiamy nocleg - jedziemy do Leszczewka. Po zakwaterowaniu robimy jeszcze szybki przelot do sklepu w Starym Folwarku.
Dzisiejszy dystans nie powala, żałujemy odpuszczonych atrakcji ale miejscówka w której się zatrzymaliśmy rekompensuje wszystko: niedrogo, komfortowo, ciepło, kawa, bardzo przyjemna atmosfera :) suszę buty, robię błyskawiczne pranie, czyszczę i smaruję rower i odpadamy. Nie pada ale pogoda nie zachęca do niczego innego poza snem. Poza tym jutro ruszamy wcześniej i prosto na Augustów.