Wpisy archiwalne w kategorii

On tour ...

Dystans całkowity:5589.35 km (w terenie 85.60 km; 1.53%)
Czas w ruchu:344:29
Średnia prędkość:16.23 km/h
Maksymalna prędkość:52.46 km/h
Suma podjazdów:9383 m
Suma kalorii:21859 kcal
Liczba aktywności:79
Średnio na aktywność:70.75 km i 4h 21m
Więcej statystyk
Dystans91.10 km Czas05:21 Vœrednia17.03 km/h VMAX33.40 km/h
Kalorie 3600 kcal SprzêtScott Aspect
Będzin - Goczałkowice Zdrój
Mieliśmy zaległości do nadrobienia, Pszczyna nie wyszła nam przy okazji wyjazdu do Krakowa więc postanowiliśmy zrobić ją dzisiaj. Umawiamy się o 7:00 w MD na Kresowej żeby dobrze zacząć od porannej kawy ;) Przez Stawiki i Szopienice lecimy na D3S i od razu trafiamy na art'a:

Zbigniew Kot i Franek Mysza na automacie ;) © noibasta

Niestety kawałek dalej rozbijamy się o ogrodzenie OffFestiwalu, płot i brak oznakowanego objazdu nie spotkał się z naszym zrozumieniem ;) Złorzecząc przebijamy się przez krzaczory i  tory na 73 Pułku Piechoty i szybko (bo to ruchliwy odcinek) staramy się wrócić na zaplanowaną ścieżkę. Dalej starannie zaplanowaną trasą i z przewidywaną skutecznością poruszaliśmy się w kierunku wyznaczonego celu ;)

Migawki z trasy © noibasta

Migawki z trasy © noibasta

Wypadliśmy z lasu prosto na restaurację "Pod napięciem" więc nie zastanawiając się długo zrobiliśmy sobie postój. Po kawie, herbacie i porcji cukru ruszamy dalej z krótką sesją zdjęciową w Promnicach.

Zameczek Myśliwski Promnice © noibasta

Kręcimy korbami i lądujemy w Pszczynie, Tomek poświęca się poszukiwaniom źródła upierdliwego skrzypienia w okolicach tylnej piasty ja robię kilka fotek i udajemy się w poszukiwaniu godziwej jadłodajni. Kilka rundek i nie udało nam się odnaleźć polecanej przez chłopaków z CafeMobila miejscówki, więc wykonujemy telefon do przyjaciela i wiemy gdzie mamy się kierować. Zasiadamy w "Jak babcię kocham" i zamawiamy pierogi. Będzie tylko zdjęcie napitków bo pierogi znikały za szybko ;) 


Zamek w Pszczynie © noibasta

Pszczyna, muzeum zamkowe © noibasta

Pszczyna rynek i przyległości ;) © noibasta

Korzystamy z wolnej chwili i kontaktujemy się z bazą, na PIII regaty, a o 19:00 ma być koncert piosenki żeglarskiej. Umawiamy się z dziewczynami, że zdążymy więc pozostaje nam wrócić pociągiem. Rozkład na stronie PKP nie działa, ale na szczęście jest infolinia. Pociąg mamy o 16:51 z Goczałkowic Zdroju więc jedziemy jeszcze na zaporę bo Dynio w tym wpisie pisał, że każdy rowerzysta powinien tam być ;)

Goczałkowice - zapora © noibasta

Z zapory zjeżdżamy mniej więcej w połowie długości z zamiarem powłóczenia się jeszcze trochę po okolicy. Niestety trafiliśmy na jakąś drogę w budowie co zeżarło nam trochę czasu bo niektóre odcinki pokonywaliśmy z buta. Zrobiło się ciemno, zaczęło wiać i walić grzmotem więc nasza prędkość zaczęła rosnąć ;)  już bez zawijania (poza drobnym uzupełnieniem zapasów) lądujemy na "dworcu" w Goczałkowicach Zdroju. Bardzo udany wypad :)

Hmm, "dworzec" w Goczałkowicach-Zdroju © noibasta

Czekamy na pociąg w miejscówce z widokiem na góry :) © noibasta

PS. Na PIII zdążyliśmy ale tu cisza, koncert podobno przeniesiono gdzie indziej. 


Dystans86.86 km Czas05:24 Vœrednia16.09 km/h VMAX39.02 km/h
Kalorie 3395 kcal SprzêtScott Aspect
powrót z Krakowa
Kategoria grupony, On tour ...
powrót z Krakowa miał zagwarantowany status przygody od samego początku ;) wyjechaliśmy miasteczka AGH zgodnie z planem (o dziwo!) o 7:00 rano ale zamiast na greenwaysa trafiliśmy na orlensa ale można zrzucić to na kawowy głód poranny ;) 
Po kawie wracamy na zaplanowany wcześniej kurs i przez Kryspinów i Mników jedziemy do Frywałdu. Od tego momentu temperatura przestaje trochę dokuczać - jedziemy przez las.

Między Mnikowem a Młoszową © noibasta

W Rudnie zatrzymujemy się na szybkie śniadanie i uzupełniamy zapasy w sklepie, dzisiejsza trasa mocniej daje nam się we znaki dlatego zadowalamy się widokiem zamku z drogi ;) W końcu trzeba zostawić coś na później. Przez Puszczę Dulowską docieramy do Trzebini, jest masakrycznie gorąco na szczęście na rynku jest kurtyna wodna to pozwala nam się ochłodzić :) Postanawiamy zrobić sobie dłuższą przerwę i zjeść obiad, należy się nam a co ;) 

Trzebinia - rynek © noibasta

Z Trzebini jedziemy najkrótszą wytyczoną przez OsmAnda trasą do Sosnowca, ostatnie uzupełnienie płynów robimy w Ciążkowicach i z jednym postojem na Balatonie docieramy na miejsce. Dzisiaj było więcej pod górkę i bardziej cierpiał zadzień ;) 

Między Trzebinią, a Ciążkowicami - niebieski szlak © noibasta


Dystans124.75 km Czas06:59 Vœrednia17.86 km/h VMAX35.38 km/h
Kalorie 5657 kcal SprzêtScott Aspect
... na Kraków - dawną stolicę Polaków. Hej hej ;)
Kategoria On tour ..., grupony
Bagażnik założony, torba przytwierdzona, zapakowana, zatankowana, trasa wyrysowana na OsmAndzie - można ruszać ;) Żywo z werwą i ochoczo przebijaliśmy się przez miasto w kierunku Wiślańskiej Trasy Rowerowej cel na dzisiaj Kraków. Cel się nie zmienił choć zmienił się punkt startowy. Mieliśmy wyruszyć wczoraj do Pszczyny i stamtąd do Krakowa ale piątkowa burza w naszym oknie startowym nas wyhamowała i zweryfikowała plan. Pierwszy postój kawowy w Bobrku przy "Antonim", sesja zdjęciowa ze skocurem i nie nazwanym jeszcze nowym drogowym nabytkiem Tomasza.

Skocur z Antkiem ;) © noibasta

W komplecie ;) © noibasta

Na druga stronę Wisły przechodzimy kładką przy MEW'ie i jedziemy z prądem, do Stawów Monowskich - bez dwóch zdań piękne okoliczności przyrody - miejsce warte odwiedzenia. Jest tu jakaś eksperymentalna hodowla ale nie zdążyłem doczytać czego ;)

Stawy Monowskie - staw Marynin Górny © noibasta

Migawki z trasy © noibasta

W Palczowicach uzupełniamy zapasy paliwa, robimy fotki zabytkowego kościoła i kawałek dalej zatrzymujemy się na stawach hodowlanych na popas gdzie w komfortowych warunkach wciskamy konserwę z lidla ;) 

Migawki z trasy © noibasta
Jechaliśmy że hoho, tak fajnie szło, że  zagadani zjechaliśmy z wału ;) obszczekały nas burki, wyskoczyliśmy na asfalt no i należało przez chwilę pobłądzić bo bez tego przygoda byłaby nieważna ;) po 4km wstydu (tzn. objazdu) wróciliśmy na kurs i dalej jechaliśmy jak po stole do Tyńca - tu trzeba było chwilę popracować rozleniwioną łydą ;)

Opactwo Benedyktynów w Tyńcu © noibasta

Zrobiliśmy sobie, krótki odpoczynek na górze i trochę dłuższy na dole, w "Tarasach Tynieckich" przyjęliśmy chłodnik, kawę i tartę z owocami i tak dopakowaniu jak nowo narodzeni popedałowaliśmy do miasteczka AGH gdzie w "Strasznym Dworze" czekał na nas prysznic. Później jeszcze tylko, krótka wizyta na rynku, toast "Czarnym Smokiem" z browaru Fortuna i spać.    
I ostatnia pocztówka w Krakowa :) © noibasta


Dystans75.68 km Teren41.60 km Czas04:24 Vœrednia17.20 km/h VMAX30.09 km/h
Kalorie 3020 kcal SprzêtScott Aspect
najazd na Opolszczyznę i 2k ;)
Dziewczyny poszły do zoo i na rynek, a ja przeprowadziłem desant na opolskie przyległości ;) Za cel obrałem jezioro Turawskie. To pierwszy wypad w te tereny więc gruntownie przetestowałem OsmAnd - daje radę ale powerbank obowiązkowy.
Start na wyspie Bolko gdzie zostawiliśmy samochód, początek przez miasto ale tuż przed administracyjnymi granicami Opola rozpoczyna się teren i tak do samych Niwek.

Bardzo przyjemne okoliczności przyrody © noibasta
Pomnik Joachima Halupczoka w rodzinnych Niwkach © noibasta

Z Niwek krótko asfaltem do jeziora - objazd praktycznie cały czas terenem, pomimo tego że jest tu sporo ludzi poza krótką promenadą rowerzyści i spacerowicze sobie nie przeszkadzają - dzwonek daje radę.

Jezioro Turawskie © noibasta

Kolejny przystanek w Szczedrzyku i kilka fotek. Niestety dopiero dziś się okazało, że nie wszystkie wyszły na wiki historia pomnika ze zdjęcia. Tutaj dokonuję drobnej modyfikacji trasy i testuję odcinek niebieskiego szlaku w stronę Chrząstowic.

Pomnik ku czci mieszkańców poległych i zaginionych na I wojnie światowej i kościół w Szczedrzyku © noibasta

Na leśnym skrzyżowaniu odbijam czarnym szlakiem na Niwki i wracam na drogę którą przyjechałem. Wracam na wyspę, jadę rzucić okiem na amfiteatr i Wieżę Piastowską, uzupełniam braki w płynach, koksuję się snickersem i wracają dziewczyny. Szybka przebierka w cywilne i w drogę do domu :)

Résumé - doskonałe tereny, apetyt pobudzony i rośnie w miarę jeżdżenia więc ... jeszcze tu wrócimy ;)

A dla miłośników zwierzątek - zwierzątka ;)
ZOO w Opolu © noibasta


Dystans64.71 km Czas03:53 Vœrednia16.66 km/h VMAX52.46 km/h
SprzêtScott Aspect
od ruiny do ruiny ;)
poszedłem spać ok. 2:30 i o 7:00 miałem duuuuży problem ze wstaniem, gdyby nie to, że Ładniejsza Połowa była nieugięta w budzeniu, a Tomek potwierdził wyjazd jakoś się zebrałem ;) Wrzucamy się z rowerami do KaeSia i jedziemy do Zawiercia.
Trafił nam się stary skład widmo ;) nie widzieliśmy maszynisty ;)

Pociąg widmo ;) © noibasta

Z Zawiercia lecimy do Ogrodzieńca niebieskim szlakiem po drodze w lesie spotykamy kłusującego konibala, kisialala ;) Na szczęście udaje się bezpiecznie prześlizgnąć obok niego ;)

Konibal kisialala ;) © noibasta

Niebieski się rozdzielił na dwa niebieskie, pojechaliśmy tym którego nie było na mapie i doprowadził nas do góry piachu, improwizując dotarliśmy do Podzamcza inną drogą.

Góra piachu © noibasta

Krótki postój, pajda z tłustym (ogórki niestety wyszły), kilka fotek i z góry lecimy do Pilicy - cel Pałac.

Słońce uwięzione w zamku © noibasta

No to jeszcze z innej strony © noibasta

Pałac niestety niszczeje, miał zostać odrestaurowany i częściowo udostępniony do zwiedzania ale po sprzedaży pałacu Barbarze Piaseckiej-Johnson w 89 r. potomkowie przedwojennych właścicieli wystąpili z roszczeniami finansowymi, rozpoczął się proces sądowy, prace stanęły, nowa właścicielka zmarła w tym roku. Jaki będzie los pałacu ? Nie wiadomo...

Pałac w Pilicy od frontu © noibasta

Pałac w Pilicy z boku © noibasta

Pałac w Pilicy - wozownia © noibasta

Drzewa w pałacowym parku działają na wyobraźnię - każdy widział tu co innego ;) © noibasta

Z pałacowego parku ruszamy na rynek, w planach kawa ;) Płyta rynku jest w trakcie rewitalizacji, podczas prac znaleziono dzwon z ratusza spalonego w czasie potopu szwedzkiego. Trzeba będzie wrócić jak będzie skończone w tej chwili można podziwiać tylko ogrodzenie ;)
Z rynku jedziemy do ruin kościoła św. Stanisława i Walentego w dzielnicy Zarzecze.

Ruiny kościoła św. Stanisława i Walentego w Pilicy © noibasta

Ruiny kościoła św. Stanisława i Walentego w Pilicy © noibasta

Następne ruiny w planie to zamek w Smoleniu, cieszy fakt, że również tutaj prowadzone były (i są w planach kolejne) prace związane z rekonstrukcją i zabezpieczeniem murów. Długo podjeżdżaliśmy, krótko podchodziliśmy i pooglądaliśmy zamek z każdej strony ;)

Zamek w Smoleniu już widać © noibasta

Brama na dolny zamek © noibasta

Efekty rekonstrukcji - efekt trochę psuje widoczna róznica w budulcu © noibasta

Efekty rekonstrukcji - efekt trochę psuje widoczna róznica w budulcu © noibasta

Smoleń - zamek górny © noibasta

Smoleń - zamek górny © noibasta

Na dole pod zamkiem wiata, a w plecaku drożdżówki z Pilicy ;) czas na drugie śniadanie ;) Obaj mamy dzisiaj słaby dzień, brak snu i kłopoty ze sprzętem, dwa rowery po przeglądach i z obu dochodzą coraz dziwniejsze dźwięki ;) U mnie najprawdopodobniej źródłem są hamulce, regulacja zacisku hamulca pod obciążeniem (czyli z zadem usadzonym na siodle) trochę poprawia sytuację ale u Tomka nie idzie tak łatwo. Spożywając nucimy do melodii Hey'a ... "Do Smolenia jakoś szło, lukier, miód, i średniej cudo" ;)
Po południu u mnie rodzinna impreza na której być trzeba, szybko analizujemy pozostały na dzisiaj czas i podejmujemy decyzję, że wycieczkę kończymy w Rabsztynie, transport mamy załatwiony na telefon :) Teraz na trasie ruiny zamku w Bydlinie, prawie cały czas z góry, jak zwykle "zdobywanie" zamku wymaga odrobiny wysiłku ;)

Ruiny zamku w Bydlinie © noibasta

Ruiny zamku w Bydlinie © noibasta

Oceniamy swoje siły i wykonujemy telefon, umawiamy się na parkingu pod zamkiem w Rabsztynie, mamy bliżej więc nie wypada się spóźnić ;) Jesteśmy 11 minut przed czasem, szybka sesja zdjęciowa i zjeżdżamy na parking równo z ratunkowozem ;)

Zamek w Rabsztynie - odbudowana brama i wieża strażnicza © noibasta

Zamek w Rabsztynie © noibasta

Zamek w Rabsztynie - widok z parkingu © noibasta

Setki nie było ale i tak było zajebiście ;) Co prawda to miała być słoneczna sobota ale słońce pożegnało nas między Podzamczem a Pilicą i jakoś nie chciało się już pojawić ;) Dziś (niedziela) jestem już odespany co skutkuje rozwlekłym wpisem ;)
.
Dystans66.66 km Teren12.00 km Czas03:16 Vœrednia20.41 km/h VMAX43.38 km/h
SprzêtScott Aspect
ruiny zamku w Dankowie
Cel wyznaczony, a trasa przygotowana :) tym razem na wszelki wypadek mapa offline w telefonie, żadne problemy z zasięgiem nie będą straszne ;) Przez Kule i Wąsosz jadę do Popowa, rzecz jasna porannej kawy nie mogłem sobie odmówić ;)

Cień mnie skusił na krótką przerwę :) © noibasta

Stąd do Rębielic Królewskich i Dankowa. W Dankowie trwają przygotowania do dożynek i II Jarmarku nad Liswartą ;)

Przygotowania do dożynek i jarmarku © noibasta

Bardzo mili ludzie tu mieszkają :) wskazano mi wiatę postawioną dla rowerzystów przy OSP i przeprowadzono "tajnym" przejściem pod ruiny bramy od zewnętrznej strony ;) Porozmawialiśmy chwilę, zrobiłem kilka zdjęć i dotarłem do bramy od strony wewnętrznej - jest częściowo zamurowana więc nie mogłem przekroczyć jej bezpośrednio ;)

Brama do zamku w Dankowie © noibasta

Brama od strony dziedzińca © noibasta

Kościół św. Stanisława w Dankowie © noibasta

Panorama z wałów - ruina bramy i kościół © noibasta

Z zamku w zasadzie pozostała ruina bramy i wały oblicowane murem. Historia zamku w pigułce ;) zamek prawdopodobnie powstał w XV w. przebudowano go później na rezydencję szlachecką i wzniesiono w pobliżu kościół. w 1632 r. Zamek i kościół otoczono nowoczesnymi fortyfikacjami bastionowymi niestety nie przewidziano "ataku" z powietrza i 135 lat później od uderzenia pioruna spłonęły budynki forteczne, wieża i sąsiadujące z zamkiem zabudowania. Właściciele się wyprowadzili a zamek zaczął popadać w ruinę w czym skutecznie pomogli okoliczni mieszkańcy pozyskując materiały budowlane po taniości ;) Ostatecznie w drugiej połowie XIX zamek został rozebrany do fundamentów przez miejscowego plebana by zwiększyć powierzchnię ziemi uprawnej.
Dystans102.44 km Czas05:55 Vœrednia17.31 km/h VMAX49.79 km/h Podjazdy940 m
Kalorie 4834 kcal
no i udało się ;)
udało się wyskoczyć na weekend, nawet przedłużony o wolny piątek ;) pojechaliśmy grupą, niestety z rowerem tylko ja. Tym razem odpuściłem Trzy Korony zostawiając je sobie na następny raz i postanowiłem wykorzystać sprzyjające warunki na dłuższą wycieczkę.
Ruszam rano w rozgrzewkowym tempie do Czerwonego Klasztoru, po drodze mijam tylko trójkę rowerzystów. Trasa jest łatwa i niezwykle atrakcyjna widokowo, niestety zdjęcia nie oddają tego jak należy ale będzie przynajmniej namiastka.
Droga do Czerwonego Klasztoru © noibasta

Już tu kiedyś byłem, w pamięci miałem klasztor po lewej stronie i mijam go za pierwszym razem, na szczęście kiedy dojechałem do ulicy pamięć wróciła ;)

Czerwony Klasztor - wewnętrzny dziedziniec © noibasta


Trzy Korony z kładki w Sromowcach Niżnych © noibasta

Pierwszy postój robię sobie w schronisku pod Trzema Koronami w Sromowcach Niżnych, dociskam śniadanie gofrem ;) Mniej więcej w tym samym czasie Ładniejsza Połowa z drugą grupą wyrusza na Trzy Korony. Gdybym ruszył później lub oni wcześniej pewnie zawołałaby do mnie z góry w języku krecika ;)

Trzy Korony - widok ze schroniska pod Trzema Koronami ;) © noibasta

Przez Sromowce Niżne i Wyżne lecę do Niedzicy może spotkam Brunhildę ;) Pierwszy poważniejszy podjazd przed samym zamkiem - poszło dobrze, na koronie zapory wyłapuję arta HD w 3D ;)

Trójwymiarowe malowidło na koronie zapory w Niedzicy © noibasta

Dwa zamki Niedzica i Czorsztyn widok z zapory © noibasta

Zamek w Niedzicy, do północy daleko, Brunhildy nie widać ;) © noibasta

Sporo ludzi więc nie pcham się z rowerem na zamek, śmigam na przystań gdzie zamierzam usadzić Skocura i siebie w gondoli i popłynąć do Czorsztyna.
Bilet dla mnie i Skocura kosztuje raptem 6 zł - jestem mile zaskoczony ;)

Skocur tzn. rower wodny ;) © noibasta

Ruiny zamku w Czorsztynie widok od strony zalewu © noibasta

W Czorsztynie na bardzo przyjemnym tarasie nad jeziorem w cieniu ruin zamku zatrzymuję się na ekspresową kawę :) Zwiedzanie ruin odpuszczam też już tu byłem ;) poza tym dobijające co rusz gondole i statek wycieczkowy dostarcza tłumy turystów.
Wiem, że czeka mnie teraz podjazd, zaczynam z grubej rury ale z metra na metr jej średnica się zmniejsza :D Suma summarum pokonuję ten podjazd fifty/fifty ;) jedno fifty na kole drugie fifty z buta ... dla mnie ten podjazd był jak Mont Ventoux ;)
Za to kiedy już byłem na górze ... długi, rekompensujący wszystkie trudy zjazd, niestety jechałem dość szybko więc i subiektywnie szybko się skończył ;) dojeżdżam do skrzyżowania z drogą 969 i kieruję się do Krościenka. Ten odcinek był masakryczny, duży ruch, widząc w lusterku tiry, które nie przykładały się za bardzo do zachowania przepisowego odstępu od rowerzysty kilka razy chcąc nie chcąc uciekam na pobocze, a i tak zmagam się z podmuchami :/
Nie zatrzymując się w Krościenku kieruję się do Tylmanowej na wiszący most i po koleżków, których zauważyliśmy w drodze do Szczawnicy ;) jazda tą drogą również nie należy do najprzyjemniejszych ale na szczęście przy pierwszym moście udaje się przeskoczyć na drugą stronę rzeki i większą część trasy pokonać w komfortowych warunkach. Trochę się naszukałem bo trudno było mi trafić ich od strzału od tej strony ale się udało ;)

Wiszący most w Tylmanowej © noibasta

Franek Mysza, Skocur i Zbigniew Kot w nad Dunajcem ;) trafienie na wyjeździe - podwójne ;) © noibasta

Kiedy miałem już uwiecznione to czego tu szukałem wracam do Szczawnicy, organizm domaga się jakiejś wrzuty ;) Zatrzymuję się w Karczmie u Madejów, zamawiam żur w chlebie z kiełbasą i jajkiem, który pochłaniam w błyskawicznym tempie razem z naczyniem ;) poprawiam zimną colą i rzecz jasna kawą ;) na liczniku mam 67km, nokia która robi za rejestrator trasy kończy żywot. Tzn żywot kończy bateria ;) Czas zainwestować w jakiegoś powerpacka, od karczmy trasa jest już rysowana
Wracając do sedna tarczy ... Reszta ekipy zaczyna spływać przełomem Dunajca więc mam jeszcze co najmniej 1,5 godziny. Decyzja zapada szybko, jadę do Jaworek i Doliny Białej Wody, co prawda cały czas pod górkę ale za to wizja powrotu napawa optymizmem. Tu już idzie mi bardzo dobrze, trzymam tempo i pokonuję trasę bez zatrzymywania się, potrzebowałem tego obiadu. Doliną wędruję do bacówki zatrzymując się na fotki i po nawodnieniu się podejmuję decyzję o powrocie żeby spotkać się z wodniakami ;)

Dolina Białej Wody © noibasta

Dolina Białej Wody © noibasta

Dolina Białej Wody ostatni postój na fotkę © noibasta

Jestem pierwszy, nie wiem jakim składem płyną polskim czy słowackim więc wyjeżdżam naprzeciw monitorując tratwy ;) w ten sposób ponownie dzisiaj docieram do granicy tym razem jadę w stronę Leśnicy, mijam po lewej Wylizaną i dostaję wiadomość "wysiedliśmy" zawijam i ruszam na słowacką przystań na której nie ma mojej grupy i pędzikiem na naszą, spotykamy się na moście. Na liczniku ~93km, dopingowany przez Ładniejszą Połowę ruszam na dwa rozciągnięte kółka nad Grajcarkiem i jest setka, seteczka, setunia :D pierwsza (rowerowa) w życiu ;) z nadwyżką na ewentualny błąd pomiaru +/- 2%
Życiówkę uczciliśmy w Kocim Zamku ;) track częściowo zarejestrowany, częściowo dorysowany, dokrętki już nie rysowałem ale uwieczniłem sobie licznik ;)

Setka, seteczka, setunia ;) © noibasta

Dodatkowo od dziś mogę obiecywać ... gruszki na wierzbie ;) bo wiem gdzie rosną ;)

Gruszka na wierzbie - ha! ;) © noibasta


Dystans22.33 km Teren16.00 km Czas01:36 Vœrednia13.96 km/h VMAX27.52 km/h
SprzêtScott Aspect
Hel - w poszukiwaniu dzikich plaż na których śpiewają morświny ;)
Plaża znaleziona, dostaliśmy dobre koordynaty ;) Idealne miejsce do plażowania i choć "bunkrów nie ma ale też jest zajebiście" /laska/ ;) Dzień zwieńczony niepasteryzowanym dark lagerem z browaru Gościszewo - z czystym sumieniem polecam :)

dzika plaża z góry :) © noibasta


ciężko uwierzyć w to co się widzi ;) wysoki sezon nad morzem a tu taka niespodzianka ;) © noibasta


nikogo tu nie ma, no ... my jesteśmy :D © noibasta


niepasteryzowany dark lager z browaru Gościszewo © noibasta