Wpisy archiwalne w kategorii
On tour ...
Dystans całkowity: | 5589.35 km (w terenie 85.60 km; 1.53%) |
Czas w ruchu: | 344:29 |
Średnia prędkość: | 16.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 52.46 km/h |
Suma podjazdów: | 9383 m |
Suma kalorii: | 21859 kcal |
Liczba aktywności: | 79 |
Średnio na aktywność: | 70.75 km i 4h 21m |
Więcej statystyk |
Dystans32.75 km Czas01:43 Vœrednia19.08 km/h VMAX27.69 km/h
SprzêtScott Aspect
71 - przedostatni i ostatni nadmorski :)
Z Ładniejszą Połową do Osetnika i Stilo czerwonym przez las, przez pierwsze kilka km ignorujemy grzyby, które rzucają się w oczy po bokach ;) W końcu robimy przerwę na szybki zbiór w końcu co się zobaczyło to się nieodzobaczy ;) Ze Stilo wracamy plażą, piękne 10km mokrym, twardym piachem ;) po południu jeszcze trochę dokręcam i dorzucam 4km z dnia jutrzejszego ponieważ wpis robię postfactum ;) Zdjęć dziś nie będzie bo znów byłoby morze i grzyby ;) Jak sobie Limit zażyczył to jednak będą ;)
Jak poza sezonem ;)© noibasta
Ostatni zbiór na grzybową ;)© noibasta
Dystans29.12 km Czas01:33 Vœrednia18.79 km/h VMAX28.80 km/h
SprzêtScott Aspect
70 - znów po okolicznych lasach
Przyczepowe przyzwyczajanie po placu, a później z zaprzyjaźnionym młodym na przelot po lesie.
Jezioro Kopalińskie© noibasta
Dystans37.12 km Czas02:33 Vœrednia14.56 km/h VMAX29.30 km/h
SprzêtScott Aspect
69 - Pierwsza z przyczepą ...
Niestety skocur nie wykazał się kompatybilnością z przyczepą, może coś na to poradzę ale pewności nie mam. Wydaje się więc, że pod przyczepę wróci do łask wheller - ogarnięcie małej, żywej i ruchliwej Nocnej Furii w takiej przyczepie nie było prostą sprawą ;) wchodzenie i wychodzenie miała opanowane bo przyczepka była "budą" w której serwowano smakołyki. Zdarzały się nawet spontaniczne, samowolne, krótkie chwile odizolowywania się od czynników zewnętrznych w tejże "budzie" - ale jazda to już inna kwestia w końcu na oknami zmienia się krajobraz, a stado też trzeba mieć na oku ;) Najpierw NF zmęczyliśmy w lesie, zapakowaliśmy w przyczepę i dowieźliśmy na pustą plażę gdzie zmęczyliśmy ponownie i ruszyliśmy w drogę powrotną ;)
Po powrocie skoczyłem jeszcze do sklepu ale wybrałem najdłuższą drogę.
Po powrocie skoczyłem jeszcze do sklepu ale wybrałem najdłuższą drogę.
Konwój ;)© noibasta
Plaże dla rowerów© noibasta
Nocna furia ;)© noibasta
I riplej z zachodu© noibasta
Dystans29.60 km Czas01:32 Vœrednia19.30 km/h VMAX30.37 km/h
SprzêtScott Aspect
68 - na zachód ...
... słońca. Oczywiście z zagięciem wielokrotnym żeby z 2km zrobić przebieg wychodzący poza kategorię "szału nie ma, dupy nie urywa <20" ;) a zaginając trafiłem pod wieżę przeciwpożarową na terenie byłego 46 doar WOPK i trochę zgrzybiałem, od dziś grzyby będą nam towarzyszyć codziennie ;)
I zachód ... :)© noibasta
Wieża ppoż na terenie byłego 46 doar© noibasta
I jeszcze migawkowo© noibasta
Od tego zaczęło się zgrzybienie ;)© noibasta
Dystans22.14 km Czas01:36 Vœrednia13.84 km/h VMAX26.94 km/h
SprzêtScott Aspect
67 - piaszczysty ...
Dzisiaj przekonywałem Ładniejszą Połowę, że jeżdżenie po piachu jest fajne ... podsumowując - nawet mi się udało, pod warunkiem że ten piach to na plaży ;) Ponieważ to ja byłem inicjatorem tego przekonywania w nagrodę "odpiaszczałem" rowery ;)
Plażing© noibasta
Dystans30.46 km Czas01:43 Vœrednia17.74 km/h VMAX37.28 km/h
SprzêtScott Aspect
66 - 90% teren ... miód malina :)
Rozeznać teren wokół miejsca pomieszkiwania :) wzdłuż plaży i czerwonym pieszym do Osetnika, podjazd pod Stilo i mała czarna w latarnianym bufecie ;) Powrót przez Sasino, Słajszewo, Biebrowo, Gajówkę i Kopalino.
Pierwsza konkluzja po zeszłorocznym przejeździe R10 - czerwony szlak z którego zrezygnowaliśmy w Osetniku na rzecz pomarańczowego jest zajefajną drogą pożarową nr. 6 z miodnym, ubitym czarnym szutrem - w przeciwieństwie do pomarańczowej porażki. Tak fajnym, że w ciągu najbliższych dni będę pokonywał go w "te i nazad" ;) Po południu jeszcze, krótka rundka z młodym.
Pierwsza konkluzja po zeszłorocznym przejeździe R10 - czerwony szlak z którego zrezygnowaliśmy w Osetniku na rzecz pomarańczowego jest zajefajną drogą pożarową nr. 6 z miodnym, ubitym czarnym szutrem - w przeciwieństwie do pomarańczowej porażki. Tak fajnym, że w ciągu najbliższych dni będę pokonywał go w "te i nazad" ;) Po południu jeszcze, krótka rundka z młodym.
Przywitanie z morzem ;)© noibasta
Takie plaże lubię :)© noibasta
Latarnia Stilo© noibasta
Młody ma zadatki na inżyniera ;)© noibasta
Ale gruntówki tu zalewa jak Krasickiego w Będzinie ;)© noibasta
Dystans84.82 km Czas05:29 Vœrednia15.47 km/h VMAX36.00 km/h
SprzêtScott Aspect
41 - KUR 2016 - Stary Folwark -> Augustów
Dziś ok. 8:00 byliśmy już na szlaku, ponieważ Tomek wczoraj miał lenia wykorzystał stację naprawczą przy Muzeum Wigier, nasmarował łańcuch i dobił luftu. Przy tej stacji jest bardzo fajna rura ;) rura pewnie w założeniu stanęła jak ładowarka do e-bików, ale można podładować i telefon. Nie wiem tylko czy działa cały czas czy tylko w godzinach pracy Muzeum Wigier, wydaje mi się, że kiedy przejeżdżaliśmy tędy wczoraj wieczorem nie była aktywna tzn. nie świeciła zielona obręcz ;) Po 10 km zrobiliśmy przerwę na kawę i zdjęcia przy klasztorze w Wigrach.
Do Augustowa jedziemy cały czas Green Velo, sporo odcinków leśnych generalnie dobrej jakości choć przyznam, że liczyłem na to że jadąc wzdłuż Czarnej Hańczy i Kanału Augustowskiego będziemy mieli z nimi więcej kontaktu wzrokowego ;) Jadąc przez Studziany Las zauważyliśmy tabliczkę wskazującą MOR po drugiej stronie rzeki, przejechaliśmy przez most i po drugiej stronie napotkaliśmy najlepszy punkt żywieniowy na całej trasie :) Na poboczu siedziała starsza pani obok leżał rower, a przed nią w wiklinowym koszyku tak wypasione jagodzianki, że głowa mała. Z porannego domowego wypieku, przyjęliśmy po dwie od strzału i po jednej na drogę :D
Mijając się z rzeką często widzimy kajakarzy, wyjechaliśmy z lasu prosto na przepuszczanie łodzi w śluzie ale filmik z tego obrobię później ;) i tak dokulaliśmy się do Augustowa, tradycyjnie wizyta w IT, ogarnięcie noclegu - tym razem domek 50 zł/os, wszystko jest - łącznie z tarasem ;) trochę ciasno ale rowery wprowadzamy na noc do środka. Na kolację kiszka ziemniaczana i mecz - jak określają wynik komentatorzy - "zwycięski remis" ;)
Mieliśmy na jutro plany pojechać w stronę Białobrzegów ale ciągle dostajemy ostrzeżenia o burzach i nawałnicach w piątek ... zapowiada się lipa.
Do Augustowa jedziemy cały czas Green Velo, sporo odcinków leśnych generalnie dobrej jakości choć przyznam, że liczyłem na to że jadąc wzdłuż Czarnej Hańczy i Kanału Augustowskiego będziemy mieli z nimi więcej kontaktu wzrokowego ;) Jadąc przez Studziany Las zauważyliśmy tabliczkę wskazującą MOR po drugiej stronie rzeki, przejechaliśmy przez most i po drugiej stronie napotkaliśmy najlepszy punkt żywieniowy na całej trasie :) Na poboczu siedziała starsza pani obok leżał rower, a przed nią w wiklinowym koszyku tak wypasione jagodzianki, że głowa mała. Z porannego domowego wypieku, przyjęliśmy po dwie od strzału i po jednej na drogę :D
Mijając się z rzeką często widzimy kajakarzy, wyjechaliśmy z lasu prosto na przepuszczanie łodzi w śluzie ale filmik z tego obrobię później ;) i tak dokulaliśmy się do Augustowa, tradycyjnie wizyta w IT, ogarnięcie noclegu - tym razem domek 50 zł/os, wszystko jest - łącznie z tarasem ;) trochę ciasno ale rowery wprowadzamy na noc do środka. Na kolację kiszka ziemniaczana i mecz - jak określają wynik komentatorzy - "zwycięski remis" ;)
Mieliśmy na jutro plany pojechać w stronę Białobrzegów ale ciągle dostajemy ostrzeżenia o burzach i nawałnicach w piątek ... zapowiada się lipa.
Zaplecze techniczne na green velo - Stary Folwark© noibasta
Nad Wigrami© noibasta
Wigry - Klasztor© noibasta
WPN - ekspozycja Historia i tradycje rybołówstwa nad Wigrami© noibasta
Wigierski Park Narodowy© noibasta
Nad Czarną Hańczą© noibasta
Augustów© noibasta
Dystans60.07 km Czas03:24 Vœrednia17.67 km/h VMAX37.96 km/h
SprzêtScott Aspect
40 - KUR 2016 - Stańczyki -> Stary Folwark
Ależ lipa, padało całą noc, pada cały ranek ... prognoza daje jakieś złudzenia na koniec opadów ok. godz. 12:00 postanawiamy poczekać. Sakwy spakowane, wszystko gotowe do wyjazdu, a my zamulamy w końcu ja odpadam z nudów i rozpoczynam drzemkę ;) Tomek idzie w moje ślady ... budzi nas gospodarz pytaniem o dalsze plany, czy przedłużamy pobyt czy znikamy ;)
Na zewnątrz przestało padać, leci tylko z drzew, chmury pędzą w stronę Rosji - liczymy na to, że ten stan się utrzyma. Wyciągamy rowery, wieszamy sakwy, zdajemy pokój i zaczyna padać, normalnie regularnie pada. Ale nie cofamy się, na bank zaraz przestanie ;) Tomek ma jakiś przedstartowy problem, przestałem go widzieć w lusterku czekam chwilę i zawracam, kombinuje coś z pokrzywioną osłoną łańcucha, zabieramy się za to we dwójkę i po chwili możemy jechać. Ze względu na pogodę i ilość deszczu, który spadł w nocy decydujemy, że odpuszczamy teren i jedziemy asfaltami prosto do Suwałk. To trochę burzy nam plany :( ominiemy trójstyk granic i Wiżajny ale nasz niepokój dodatkowo wzbudza prognoza na piątek, ostrzeżenia o burzach i nawałnicach, lepiej być już wtedy w Augustowie.
Wracamy GV do skrzyżowania z drogą na Filipów, później na Stare Motule i dalej na Suwałki. Jazda asfaltem w deszczu ma niezaprzeczalnie swoje plusy ale kiedy pojawiają się samochody minusów przybywa ;) Po 45 km jesteśmy w Suwałkach, przeciwdeszczowe ciuchy dały radę - wożone "nie wiadomo po co" spodnie dzisiaj się przydały, jedyne co wymaga suszenia to buty - na następny KUR muszę sobie zorganizować przeciwdeszczowe pokrowce na obuwie ;) Wita nas wyszydzony przeze mnie witacz - "Pogodne Suwałki"
... jakby na zawołanie deszcz ustał, dojechaliśmy do Informacji Turystycznej, odebraliśmy atlas kolejnego królestwa rowerowego, zebraliśmy info o dobrym wyszynku i noclegach. Jedziemy do "Karczmy Polskiej", posilamy się, pijemy ciepłą kawę i załatwiamy nocleg - jedziemy do Leszczewka. Po zakwaterowaniu robimy jeszcze szybki przelot do sklepu w Starym Folwarku.
Dzisiejszy dystans nie powala, żałujemy odpuszczonych atrakcji ale miejscówka w której się zatrzymaliśmy rekompensuje wszystko: niedrogo, komfortowo, ciepło, kawa, bardzo przyjemna atmosfera :) suszę buty, robię błyskawiczne pranie, czyszczę i smaruję rower i odpadamy. Nie pada ale pogoda nie zachęca do niczego innego poza snem. Poza tym jutro ruszamy wcześniej i prosto na Augustów.
Na zewnątrz przestało padać, leci tylko z drzew, chmury pędzą w stronę Rosji - liczymy na to, że ten stan się utrzyma. Wyciągamy rowery, wieszamy sakwy, zdajemy pokój i zaczyna padać, normalnie regularnie pada. Ale nie cofamy się, na bank zaraz przestanie ;) Tomek ma jakiś przedstartowy problem, przestałem go widzieć w lusterku czekam chwilę i zawracam, kombinuje coś z pokrzywioną osłoną łańcucha, zabieramy się za to we dwójkę i po chwili możemy jechać. Ze względu na pogodę i ilość deszczu, który spadł w nocy decydujemy, że odpuszczamy teren i jedziemy asfaltami prosto do Suwałk. To trochę burzy nam plany :( ominiemy trójstyk granic i Wiżajny ale nasz niepokój dodatkowo wzbudza prognoza na piątek, ostrzeżenia o burzach i nawałnicach, lepiej być już wtedy w Augustowie.
Wracamy GV do skrzyżowania z drogą na Filipów, później na Stare Motule i dalej na Suwałki. Jazda asfaltem w deszczu ma niezaprzeczalnie swoje plusy ale kiedy pojawiają się samochody minusów przybywa ;) Po 45 km jesteśmy w Suwałkach, przeciwdeszczowe ciuchy dały radę - wożone "nie wiadomo po co" spodnie dzisiaj się przydały, jedyne co wymaga suszenia to buty - na następny KUR muszę sobie zorganizować przeciwdeszczowe pokrowce na obuwie ;) Wita nas wyszydzony przeze mnie witacz - "Pogodne Suwałki"
Dziś zdjęć było mało ;)© noibasta
... jakby na zawołanie deszcz ustał, dojechaliśmy do Informacji Turystycznej, odebraliśmy atlas kolejnego królestwa rowerowego, zebraliśmy info o dobrym wyszynku i noclegach. Jedziemy do "Karczmy Polskiej", posilamy się, pijemy ciepłą kawę i załatwiamy nocleg - jedziemy do Leszczewka. Po zakwaterowaniu robimy jeszcze szybki przelot do sklepu w Starym Folwarku.
Dzisiejszy dystans nie powala, żałujemy odpuszczonych atrakcji ale miejscówka w której się zatrzymaliśmy rekompensuje wszystko: niedrogo, komfortowo, ciepło, kawa, bardzo przyjemna atmosfera :) suszę buty, robię błyskawiczne pranie, czyszczę i smaruję rower i odpadamy. Nie pada ale pogoda nie zachęca do niczego innego poza snem. Poza tym jutro ruszamy wcześniej i prosto na Augustów.
Dystans86.47 km Czas05:25 Vœrednia15.96 km/h VMAX35.38 km/h
SprzêtScott Aspect
39 - KUR 2016 - Kruklanki - Stańczyki
Z Kruklanek jedziemy nad jeziorem Gołdapiwo do Bani Mazurskich, tu zatrzymujemy się "Pod Młynem" na kawę i ustalenie marszruty na dzisiaj. Tomka ciągnie do piramidy w Rapie grobowca rodzinnego pruskiego rodu baronów von Fahrenheid więc jedziemy mijając po prawej Republikę Ściborską - nawet przez chwilę zastanawialiśmy się czy nie zajechać ale planujemy dotrzeć dziś do Stańczyków, a z tego co wyczytaliśmy wejście na mosty zamykają ok. 19:00.
Po ok. 35km jesteśmy na miejscu, krótki postój na zdjęcia i rozpoczynamy jazdę na osmanda - kierujemy się do Gołdapi, najprościej byłoby wrócić do Bani (9km) i jechać Green Velo ale kto by wracał ;) zaczynamy asfaltem, zmieniającym się w zniszczony asfalt, przechodzimy na szuter, piach, kamienie itp. atrakcje. Nie mogło być inaczej ... droga się skończyła tzn. zarosła gdzieś w lesie ;) dzielnie jedziemy skrajem pola i docieramy do jego końca, przed nami łąka przez którą trzeba się przedrzeć, natura napiera bzycząc z każdej strony. Gdzie się tyle tego tałatajstwa chowało - nie mam pojęcia ale bąble mam do dziś ;) Środki odstraszające którymi dysponowaliśmy brosy, off'y itp. tylko przyciągały te krwiożercze bestie ;)
i tak na azymut udało nam się dotrzeć do "zagubionej" w dziczy drogi i już spokojnie docieramy do Gołdapi. Na rynku wcinamy chłodnik i kartacze, a po posiłku wracamy na GreenVelo robiąc jeszcze krótki postój przy odrestaurowanej wieży ciśnień - tym razem odwiedzam taras widokowy ... bo jest winda ;)
Jedziemy, jedziemy, jedziemy ... chcieliśmy zrobić jeszcze jakieś zakupy ale żadnego sklepu ni huhu (zaopatrzenie na GV też trzeba planować) dopiero w Dubenininkach - czy jak to tam odmienić;) trafiamy na centrum zaopatrzeniowe, Groszek, ABC full wypas. Pakujemy kolację i śniadanie do sakw i już bez zatrzymywania lecimy do Stańczyków. Zatrzymujemy się w Białym Dworze, rowery w kotłowni, 35 zł/os., ciepła woda, czajnik. Rzucamy bety i idziemy oglądać mosty, wejście płatne 5zł/os. (własność prywatna - udostępnione do zwiedzania)
Piramida w Rapie© noibasta
Po ok. 35km jesteśmy na miejscu, krótki postój na zdjęcia i rozpoczynamy jazdę na osmanda - kierujemy się do Gołdapi, najprościej byłoby wrócić do Bani (9km) i jechać Green Velo ale kto by wracał ;) zaczynamy asfaltem, zmieniającym się w zniszczony asfalt, przechodzimy na szuter, piach, kamienie itp. atrakcje. Nie mogło być inaczej ... droga się skończyła tzn. zarosła gdzieś w lesie ;) dzielnie jedziemy skrajem pola i docieramy do jego końca, przed nami łąka przez którą trzeba się przedrzeć, natura napiera bzycząc z każdej strony. Gdzie się tyle tego tałatajstwa chowało - nie mam pojęcia ale bąble mam do dziś ;) Środki odstraszające którymi dysponowaliśmy brosy, off'y itp. tylko przyciągały te krwiożercze bestie ;)
Poleźli w szkodę ;)© noibasta
i tak na azymut udało nam się dotrzeć do "zagubionej" w dziczy drogi i już spokojnie docieramy do Gołdapi. Na rynku wcinamy chłodnik i kartacze, a po posiłku wracamy na GreenVelo robiąc jeszcze krótki postój przy odrestaurowanej wieży ciśnień - tym razem odwiedzam taras widokowy ... bo jest winda ;)
Wieża ciśnień, kartacze i rzut beretem do Fracji ;)© noibasta
Jedziemy, jedziemy, jedziemy ... chcieliśmy zrobić jeszcze jakieś zakupy ale żadnego sklepu ni huhu (zaopatrzenie na GV też trzeba planować) dopiero w Dubenininkach - czy jak to tam odmienić;) trafiamy na centrum zaopatrzeniowe, Groszek, ABC full wypas. Pakujemy kolację i śniadanie do sakw i już bez zatrzymywania lecimy do Stańczyków. Zatrzymujemy się w Białym Dworze, rowery w kotłowni, 35 zł/os., ciepła woda, czajnik. Rzucamy bety i idziemy oglądać mosty, wejście płatne 5zł/os. (własność prywatna - udostępnione do zwiedzania)
Mosty w Stańczykach© noibasta
Mosty w Stańczykach cd© noibasta
Mosty w Stańczykach cd.cd© noibasta
I jeszcze mosty© noibasta
Zachodzące słońce ... i mosty ;)© noibasta
Ehhh żeby tak było jutro ;)© noibasta
Północna Ćwiartka Shire ;)© noibasta
Dystans70.88 km Czas04:49 Vœrednia14.72 km/h VMAX34.22 km/h
SprzêtScott Aspect
38 - KUR 2016 - Węgorzewo -> Kruklanki
Dziś postanawiamy uwolnić się trochę od GV, planujemy czerwonym rowerowym dookoła Mamr dostać się do Mamerek, zwiedzić bunkier Kwatery Głównej Niemieckich Wojsk Lądowych i ruszyć dalej na Giżycko i Kruklanki.
Przed wyjazdem odwiedzamy jeszcze Informację Turystyczną i zaopatrujemy się w atlasy dla tego rejonu, w przeciwieństwie do map w atlasach są oznaczone MORy. Sam atlas ale nie jest zbyt wygodny w użytkowaniu - za to do planowania tras - jak znalazł.
Z Węgorzewa wyjeżdżamy czerwonym i jedziemy nim do Trygortu z fajnego szutru czerwony szlak zmienił się nagle w "glinianego mordercę bagażników" więc z powodu wiezionego obciążenia wróciliśmy na GV w Trygorcie i przejechaliśmy nim kawałek do MOR'a ma rondzie.
Stąd asfaltem kierujemy się na Mamerki - bilet obejmuje zwiedzanie bunkra łączności, wstęp do muzeum kanału mazurskiego - repliki U-Boota i wieżę widokową. Rowery mogliśmy przypiąć przy wejściu w zasięgu pani sprzedającej bilety. Przeszliśmy ekspozycję, razem z U-Bootem i Wunderwaffe ... dodatkowo Tomek zaliczył wieżę widokową, ja chyba odzwyczajam się od chodzenia, na schodach zaczynam odczuwać kolano - podczas jazdy jest wszystko ok ;) wniosek ? Nie chodzić ;)
Dalej trzymamy się czerwonego, docieramy do rezerwatu przyrody Sztynort - szlak robi się coraz węższy i stopniowo zanika, pozostają tylko oznaczenia na drzewach. Jest nieprzejezdny, rowery taszczymy przez powalone drzewa i kłody. Tracimy blisko 40 minut żeby przebyć 2,5 km - przygoda ;) Bez sakw byłoby nawet zabawnie ;)
W Harsz-Kolonii w tawernie robimy sobie przerwę na kawę i Łakotki na drugie śniadanie, paczka pękła w 1,5 minuty ;) Po kolejnych 28km jesteśmy w Giżycku i uderzamy na Twierdzę Boyen. Kasa biletowa już w bramie - jedyną przeszkodą jest to, że nie możemy wejść z rowerami na dziedziniec - lipa, pozostawienie rowerów z sakwami za murem nie wchodzi w grę.
Jedziemy do portu, tu spotykamy się z wczoraj poznanymi kolegami z Rybnika, ich przejazd tu się kończy, szykują się już do powrotu i ogarniają PKP. My robimy sobie przerwę na kawę i mazurskie dzyndzałki ja tradycyjnie z hryczką i skrzeczkami ;)
Z Giżycka jedziemy do Kruklanek - baza noclegowa jest na bogato, można wybierać. Zatrzymujemy się w bardzo przyjemnej agroturystyce, 40zł/os, duży pokój, czajnik, mikrofala, ciepła woda i grzejące kaloryfery. Zostawiamy sakwy i jedziemy na zburzony most nad rzeką Sapiną, był wysadzany dwukrotnie pierwszy raz podczas I WŚ przez Niemców, odbudowany i wysadzony ponownie we wrześniu 45 r. przez okolicznych mieszkańców którzy liczyli na to że zapobiegnie to dalszej grabieży tych terenów przez wojska radzieckie.
Przed wyjazdem odwiedzamy jeszcze Informację Turystyczną i zaopatrujemy się w atlasy dla tego rejonu, w przeciwieństwie do map w atlasach są oznaczone MORy. Sam atlas ale nie jest zbyt wygodny w użytkowaniu - za to do planowania tras - jak znalazł.
Z Węgorzewa wyjeżdżamy czerwonym i jedziemy nim do Trygortu z fajnego szutru czerwony szlak zmienił się nagle w "glinianego mordercę bagażników" więc z powodu wiezionego obciążenia wróciliśmy na GV w Trygorcie i przejechaliśmy nim kawałek do MOR'a ma rondzie.
Jezioro Mamry - Zwierzyniecki Róg© noibasta
Stąd asfaltem kierujemy się na Mamerki - bilet obejmuje zwiedzanie bunkra łączności, wstęp do muzeum kanału mazurskiego - repliki U-Boota i wieżę widokową. Rowery mogliśmy przypiąć przy wejściu w zasięgu pani sprzedającej bilety. Przeszliśmy ekspozycję, razem z U-Bootem i Wunderwaffe ... dodatkowo Tomek zaliczył wieżę widokową, ja chyba odzwyczajam się od chodzenia, na schodach zaczynam odczuwać kolano - podczas jazdy jest wszystko ok ;) wniosek ? Nie chodzić ;)
Dalej trzymamy się czerwonego, docieramy do rezerwatu przyrody Sztynort - szlak robi się coraz węższy i stopniowo zanika, pozostają tylko oznaczenia na drzewach. Jest nieprzejezdny, rowery taszczymy przez powalone drzewa i kłody. Tracimy blisko 40 minut żeby przebyć 2,5 km - przygoda ;) Bez sakw byłoby nawet zabawnie ;)
Szlak czerwony - rezerwat przyrody Sztynort© noibasta
W Harsz-Kolonii w tawernie robimy sobie przerwę na kawę i Łakotki na drugie śniadanie, paczka pękła w 1,5 minuty ;) Po kolejnych 28km jesteśmy w Giżycku i uderzamy na Twierdzę Boyen. Kasa biletowa już w bramie - jedyną przeszkodą jest to, że nie możemy wejść z rowerami na dziedziniec - lipa, pozostawienie rowerów z sakwami za murem nie wchodzi w grę.
Twierdza Boyen© noibasta
Jedziemy do portu, tu spotykamy się z wczoraj poznanymi kolegami z Rybnika, ich przejazd tu się kończy, szykują się już do powrotu i ogarniają PKP. My robimy sobie przerwę na kawę i mazurskie dzyndzałki ja tradycyjnie z hryczką i skrzeczkami ;)
Giżycko - port i fajna łódź :) pływałbym© noibasta
Z Giżycka jedziemy do Kruklanek - baza noclegowa jest na bogato, można wybierać. Zatrzymujemy się w bardzo przyjemnej agroturystyce, 40zł/os, duży pokój, czajnik, mikrofala, ciepła woda i grzejące kaloryfery. Zostawiamy sakwy i jedziemy na zburzony most nad rzeką Sapiną, był wysadzany dwukrotnie pierwszy raz podczas I WŚ przez Niemców, odbudowany i wysadzony ponownie we wrześniu 45 r. przez okolicznych mieszkańców którzy liczyli na to że zapobiegnie to dalszej grabieży tych terenów przez wojska radzieckie.
Kruklanki - zawalony most cz.1© noibasta
Kruklanki - zawalony most cz.2© noibasta